Długo szukała małej buteleczki lakieru do paznokci, w kolorze ciemno
malinowym. Kiedy wreszcie wyłowiła odpowiedni odcień z dużego
wiklinowego koszyczka, stojącego w łazience, usiadła na łóżku. Plecy
oparła o ścianę, nogi mocno zgięła w kolanach i przycisnęła do klatki
piersiowej. Kilka sekund walczyła z mocno zakręconą buteleczką. Włożyła
zakrętkę do ust, mocno złapała zębami i jednym ruchem nadgarstka
odkręciła lakier. Bladą, miłą w dotyku dłoń położyła na kolanie.
Uniosła pędzelek nieco wyżej, patrząc jak nadmiar emulsji kropla po
kropli wraca do flakonika. W momencie, w którym uznała, że pozostała
odpowiednia ilość lakieru, starannie z wyuczoną precyzją umalowała
kolejno wszystkie paznokcie, zaczynając od lewej ręki. Zawsze tak robi.
Zakręciła buteleczkę zębami. Nienawidziła gdy przez nieostrożność
zarysowała lakier i musiała zaczynać od początku. Paznokcie schły.
Delikatnie położyła palce na filiżance z zieloną herbatą. Przyłożyła
napar do ust. Picie zielonej herbaty jest rytuałem i obowiązkiem.
Poczuła na wargach wilgotne fusy, wstała i poszła do łazienki.
Nałożyła niewielką warstwę pudru. Podkreśliła delikatnie oczy, aby
wydawały się większe. Zdjęła wszystkie papiloty, loki oplotły jej
szyję. Po chwili w łazience unosił się mocny, duszący zapach lakieru do
włosów, wymieszany z perfumami. W samej bieliźnie weszła do pokoju,
usiadła na zimnej podłodze i kilka minut szukała odpowiedniej sukienki.
Gotowa stanęła przed lustrem. Wyglądała jak lalka, albo chodząca
okładka renomowanego czasopisma. Anioł.Nie wiedziała tylko dla kogo to wszystko. Rozpięła powoli sukienkę, założyła stare, znoszone dresy, które opinały pośladki. Niedbale związała włosy i usiadła na łóżku. Wyglądała jak wystraszone dziecko. Duże oczy wpatrywały się w drżące dłonie. Po chwili, kolejno wkładała palce do ust, zdrapując przy tym lakier.
Siedziała tak jakiś czas. Nie potrafiła dokładnie określić jak długo trwała ta wegetacja. Nie patrzyła na zegar, gdy siadała na łóżku, nie patrzyła również gdy z niego wstała.
Oparta o ścianę cały czas milczała. Nie myślała o niczym, była jakby poza światem. Jej dusza unosiła się nad ziemią. Nie milczała o czymś, milczała o niczym. Czuła pustkę, widoczną w oczach. Jedno spojrzenie i można było przeczytać wszystko to, co tkwi w głowie, jest zaplątane w żyły, miesza się z krwią i ukrywa przed światem w najgłębszych zakamarkach ciała. Brązowe, duże wrota opowiadały, każdemu, kto w nie zajrzał, historię duszy. Sine od nacisku zębów wargi, rozglądały się nieśmiało, szukając współczucia.