Serafini to kojarzone z ogniem istoty biblijne wymienione w księdze Izajasza. One jak i pokrewne im cheruby nie były aniołami (posłańcami), być może dlatego, że ich niezwykły wygląd mógłby niepotrzebnie przerażać ludzi. W tradycji kultury chrześcijańskiej Serafiny tworzyły pierwszy z dziewięciu chórów anielskich. Zespołowi Svena Friedricha może daleko do pierwszego niebieskiego chóru, ale z pewnością ma w sobie wiele gotyckiego ognia.
Castle Party: Sven, pierwsza rzecz, która pojawia się w Twojej głowie na słowo “Polska” to… Sven: Adam Małysz! Może to Cię zaskoczy, ale jestem wielkim fanem skoków narciarskich i polskiego zawodnika. No i oczywiście Castle Party i pierwsza wizyta w Polsce, to był koncert z Dreadful Shadows w Bolkowie, 11 lat temu.
Castle Party: Skoro mowa o Bolkowie, to byłeś już tam kilka razy, jak oceniasz z tej perspektywy klimat miasteczka i festiwalu?
Sven: Kocham atmosferę tego dolnośląskiego zamku, publika jest świetna, a organizacja profesjonalna. Ostatnio graliśmy tam z Dreadful Shadows i Solar Fake dwa lata temu i już wtedy potwierdziłem chęć powrotu z Zeraphine. Cieszę się, że zaprezentuję polskiej publiczności swój kolejny zespół, bo występy na Castle Party to naprawdę coś specjalnego.
Castle Party: Lubisz klimat małych miasteczek, choć pochodzisz z Berlina – europejskiej metropolii i zarazem stolicy niemieckiej alternatywy. Czy Berlin dla Ciebie to tylko mury, czy może coś znacznie więcej?
Sven: Jest na to właściwe angielskie określenie „state of mind”, gra słów i znaczeń jest tu bardzo wymowna. Gdy mieszkasz w takim mieście jak Berlin, to powoli w nie wrastasz, niemal jak drzewo. Zakochujesz się w tym mieście i zatracasz w miłości do niego. Nie odczuwasz jednak tego na co dzień, zdajesz sobie z tego sprawę, wtedy gdy wyjeżdżasz. Co kocham w Berlinie, to dość niecodzienny tryb życia, jaki prowadzi wielu jego mieszkańców. To wyjątkowe miejsce i chyba nie wyobrażam sobie żyć dalej niż 50 km od jego centrum.
Castle Party: Muzyczne pogranicze tradycyjnego gotyku i muzyki alternatywnej, na czym polega pomysł na zespół Zeraphine?
Sven: Zeraphine powstał na gruzach Dreadful Shadows, gdy moja pierwotna formacja zawiesiła działalność ja bardzo mocno chciałem kontynuować obraną już muzyczną drogę. Nie opierałem Zeraphine na specjalnym koncepcie, ot szukałem artystów z którym się zrozumiem nie tylko muzycznie, szukałem pokrewnych charakterów. To jak przeznaczenie: nie wiem czy coś mogłoby nas sprowadzić na inną drogę, od tej którą podążamy. Tworzymy muzykę, którą kochamy.
Castle Party: W jakim stopniu duch Dreadful Shadows przeniknął do Zeraphine i w jakim stopniu klimat zbudowany w Zeraphine wpłynął na ostatni powrót tego zespołu na scenę?
Sven: Tak naprawdę nigdy nie było “reunion” Dreadful Shadows, więc de facto nie jest to come back z planami na płytę czy nowe kompozycje. Po prostu pewnego dnia zgodziliśmy się zagrać koncert, a za nim poszły kolejne. Zrobiliśmy to dlatego, bo ten zespół i jego klimat wciąż dużo dla nas znaczył. Co do Zeraphine, to Norman (gitarzysta Dreadful Shadows – przyp. red) stworzył ten zespół ze mną po rozpadzie Dreadfuli, stąd przetrwał tam duch i riffy charakterystyczne dla Shadows. Z czasem jednak ta formacja zaczęła żyć własnym życiem, dlatego nie można postrzegać nas jako „ex-Dreadful Shadows”. Powiem więcej: Zeraphine nagrał więcej krążków niż Shadows, a nawet dłużej jest na scenie. Natomiast co do powrotu Dreadful Shadows, to mamy tą komfortową sytuację, że nie musimy już nic nikomu udowadniać. Gramy czasem koncerty, ale robimy to dla własnej przyjemności i dla naszych oddanych fanów.
Castle Party: Tak, to prawda, Zeraphine to zespół dość produktywny. Pięć płyt, kilka singli, teledysków i wiele koncertów. Niemniej jednak w Niemczech jesteście o wiele bardziej popularni niż za granicą, gdzie media i fani znają Zeraphine jako projekt muzyków Dreadful Shadows…
Sven: Nie, chyba do końca tak nie jest. Możliwe, że w percepcji starszych fanów, tak, ale mamy też sporo młodych fanów, którzy poznali nasza muzykę od Zeraphine. I dla nich Dreadful to poprzedni band muzyków Zeraphine właśnie, a nie odwrotnie. Mocnym akcentem w naszej karierze była trasa z HIM w 2004 roku, ona ugruntowała naszą popularność nad Renem. Nie mieliśmy niestety wielu okazji by promować ten zespół za granicą, dlatego tym bardziej cieszę się na koncert na festiwalu Castle Party 2011.
Castle Party: Ostatni krążek Zeraphine zatytułowany „Whiteout” trafił na rynek jakiś czas temu – jak oceniasz go dziś, z perspektywy tych kilku miesięcy od premiery?
Sven: Muszę powiedzieć, że reakcja fanów i mediów na ten album była fantastyczna. Ludzie naprawdę polubili te piosenki. Komercyjnie patrząc, album sprzedał się nieźle. To też jest ważne, bo mówi nam, że mamy prawdziwych fanów – których wspierają naszą sztukę i kupują oficjalne wydawnictwa zespołu. To ich postawa pozwala nam być na scenie tyle lat…
Castle Party: Strona Zeraphine w sieci Internet jest raczej skromna. Czy świat mediów społecznościowych was nie wciągnął?
Sven: Szczerze powiem: nie lubię mediów społecznościowych. Nie przemawia do mnie dzielenie się wszystkim z wszystkimi. Większość rzeczy pisana na portalach społecznościowych jest równie interesująca jak garść piasku w dłoni na pustyni. Dlatego wolę chyba napisać kolejną piosenkę, niż informować znajomych, o której wypiłem pierwszą kawę dziś rano. Choć zdaję sobie sprawę, że taki Facebook stwarza duże możliwości promocyjne i udało mi się je wykorzystać w pracy nad albumem Solar Fake.
Castle Party: Ostatni klip zespołu Zeraphine “Tommorow’s morning”, który klimatem przypomina znany obrazek The Sisters of Mercy “1959” – choć moim zdaniem udało się wam stworzyć bardziej barokową atmosferę.
Sven: Jesteśmy z tego teledysku bardzo zadowoleni. Nad całością realizacji czuwał kanadyjski reżyser Pascal Payant. Koniecznie chciał zrealizować to w barokowym zamku, szukałem odpowiedniego i znalazłem taki 80 km pod Berlinem. Szczęściem miejscowy kustosz zgodził się na to video. Kręciliśmy całość przez dwie doby, prawie 18 godzin pracy, ale myślę, że warto było.
Castle Party: Gdyby Sven Friedrich został zaproszony do nagrania wspólnego utworu lub zagrania koncertu z Andrew Eldritch’em czy Carlem McCoy’em – co byś powiedział na taką propozycję?
Sven: Zgodziłbym w mgnieniu oka. Obaj wymienieni są Bogami gatunku, idolami mojej młodości. Kocham to co zrobili dla muzyki, to byłby dla mnie zaszczyt.
Castle Party: Jeśli świat kiedyś miałby przestać istnieć, to jak się skończy? Jesteś raczej typem czarnowidza, czy też optymisty?
Sven: Zdecydowanie tym pierwszym, czarnowidzem. Nie widzę wielu powodów na happy end, gdy widzę co gatunek ludzki robi z tą planetą. Ba… jeśli chodzi o proces jej niszczenia, jestem bardziej niż przekonany, że jesteśmy prawie na finiszu.
Castle Party: Zanim to nastąpi z przyjemnością zapraszamy Cię po raz kolejny do Polski na scenę naszego festiwalu. Czego możemy się spodziewać po koncercie Zeraphine na Castle Party 2011?
Sven: Cieszę się bardzo, mogę nawet obiecać za cały zespół, że damy z siebie wiele. Zapraszam wszystkich na nasz koncert w Bolkowie. To będzie intensywne show, bez zbędnej maskarady. Emocjonalna muzyka odciskająca piętno na duszy.