Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Wish you were here..?

Gdybym wczoraj wiedziała to co dzisiaj, z pewnością upiłabym się na umór i zadyndała na byle której gałęzi w kupiskim lesie. Ale niestety, dowiedziałam się dzisiaj rano... Zacznijmy może od początku koszmaru... Wszystko toczyło się swoim leniwym tempem [w mojej mieścinie inaczej się nie da!!!]Poznałam jednego gościa i na trzeciej randce [była na cmentarzu] zapytał mnie, czy chciałabym z nim chodzić. Zgodziłam się. Może nie był przystojny [rodzina twierdzi nawet, że cholernie brzydki - mówią to jeszcze bardziej dosadnie], ale wzbudził moje zaufanie. Nie traktował mnie jak goście, których znałam wcześniej, przestałam być laseczką do podrywu czy buzią dobrą do pokazania na studniówce. On traktuje mnie jak skarb. Otwiera przede mną drzwi, broni przed zboczeńcami, choć może poradziłabym sobie sama. W ten sposób stał się dla mnie kimś, komu zaufałam i zaakceptowałam. Kochać chyba już nie potrafię, wszystkie moje głębsze uczucia zanikły kilka miesięcy temu. Stałam się żywym trupem. Wczoraj przyprowadziłam go do mnie.Byliśmy na spacerze na cmentarzu i w lesie i trochę nas przewiało. Dlatego też zaprosiłam go, żeby się trochę ogrzał. Pech chciał, że trafiliśmy na pełen dom. Starszy coś tam robił w garażu, mama rozpakowywała zakupy, babcia oglądała "Modę na Sukces", a młody siedział na kompie. Z początku wszystko było miło, wszyscy się do siebie uśmiechali i takie tam. Mama zaczęła go wypytywać o studia, plany na przyszłość. Dobrze, że o religii nic nie gadała, bo by się nasłuchała. Poszliśmy do mojego pokoju. Klapnęliśmy przy laptopie i oglądaliśmy teledyski. W pewnym momencie przytulił się do mnie... Jego pieszczocha wbijała mi się w brzuch :/, ale to nic. Później musieliśmy się rozstać. On pojechał do domu, a ja na popijawę do mojej dawnej sąsiadki. Wtedy wszystko wydawało się normalne, ale w powietrzu wisiało gówno... Wyjątkowo śmierdzące gówno... Dzisiaj rano mama zwlekła mnie za nogę z łóżka, bo musiałam posprzątać. Podniosłam się, ale szybko wróciłam do ruchu pełzającego. Chwyciłam grzebień i zaczęłam rozczesywać te moje hery. Wtedy wyrwała mi grzebień i zaczęła szarpać. Usłyszałam, że on nie jest na moim poziomie, że jest wyjątkowo brzydki i że mam się z nim nie zadawać. Usłyszałam jeszcze więcej, typu: "ty przy nim wyglądasz jak laska" [a tak to jak wyglądam???], metal jest wszystkiemu winny, moja przyjaciółka z lat dawniejszych też [miała na mnie destrukcyjny wpływ i nosiła dredy - kurde, grzech przeciwko ludzkości!!!] i mam skończyć z metalem, bo mój świat jest denny i do dupy, a jak zacznę słuchać disco polo to się stanie cholernie optymistyczny, bo to ma lekką filozofię typu: ona poszła, on ją przeleciał i ona poszła... Poza tym porównywała go do mojej poprzedniej miłości, która potraktowała mnie jak szmatę, bo byłam mu tylko na studniówkę potrzebna, a potem kontakt nam się urwał w maju, kiedy pożegnałam go po raz ostatni na przystanku autobusowym po jego ustnej maturze. Po raz pierwszy od kilku miesięcy z moich oczu popłynęły łzy. Myślę, że on mnie kocha, chce się stać kimś tylko moim. Nie chcę go zranić. Nie chcę, by czuł to samo, co ja przeżywałam, kiedy chciałam zobaczyć mojego "pięknego" [tak go rodzina nazywała], a on nie dawał znaku życia. Przychodziłam wtedy do domu i momentalnie wybuchałam płaczem. Jazdy te trwały od Walentynek, kiedy upiekłam mu ciacho, a on nie przyszedł. Od młodszego słyszałam, że podobno kupił mi nawet różę, ale bał się mi ją dać. Nie wiem, co robić, jutro się z nim zobaczę. On doprowadza mnie do takiego stanu, że jestem szczęśliwa, moje uspane uczucia powoli się budzą... Ale co, jeśli będę musiała wybierać między nim, a rodziną? Wolałabym umrzeć. Nie istnieć po prostu się rozpłynąć w nicość...
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły