Nie tak dawno temu Ulver zagrał na deskach poznańskiego Eskulapa. Zagrał
tuż przed premierą kolejnego pełnometrażowego albumu „Wars of the
Roses”. Płyta pojawi się na sklepowych półkach 25 kwietnia. Ale to nie
zmienia faktu, że Norwegowie już nam zdradzili, co znajdzie się na
krążku. A znajdzie się siedem utworów. I to tych granych w tej samej kolejności przez wilków podczas trasy Ulver European Tour 2011 Part I.
Nowy album nie jest jedyną nowością w muzycznym życiorysie grupy. Materiał do „Wars of the Roses” był tworzony już z nowym członkiem zespołu, Danielem O'Sullivanem, którego głosu możemy posłuchać w utworze „Stone Angels”. Multiinstrumentalista dołączył do składu w 2009 roku i to już razem z nim Ulver zaczął grać swoje pierwsze koncerty po 16-letniej przerwie. Wraz z rozpoczęciem pracy nad krążkiem i pierwszej części trasy promującej płytę, dołączyli do Kscope – wytwórni, do grona której należą m.in. takie gwiazdy, jak: Anathema, Blackfield czy Porcupine Tree. Dotychczas albumy, w tym EP-ki, wydawane były przez niezależną wytwórnię muzyczną, specjalizującą się w awangardowych projektach i należącą do Kristoffera Rygga – wokalisty Ulvera, Jester Records.
Nowa wytwórnia, wznowione koncerty, O'Sullivan w rodzinie norweskich wilków – to musiało choć w nieznacznym stopniu wpłynąć na kształt „Wars of the Roses”.
„February MMX” - utwór nie mający nic wspólnego z ciężkim brzmieniem. Melodyjne zwrotki, Garm na wokalu. Kawałek ma schematyczny układ, co jest jak na Ulvera, dość nietypowe, i może właśnie dlatego przyciąga uwagę. Wciąż jednak słyszymy wszystko to, co przypomina o muzykach ze Skandynawii. Elektronika... dużo elektroniki, efektów, które już kiedyś przenikały się wzajemnie w poprzednich albumach (szczególnie ostatnie sekundy „February MMX”) i nowe elementy i motywy, które wykorzystując różne elektrofony, tworzą melodyjne, sentymentalne dźwięki.
„Norwegian Gothic” - ponownie urzekający głos Garma słychać tu już od pierwszych chwil utworu. Psychodeliczny, pozornie nieskładny numer budzi niepokój. Z wręcz wesołego „February MMX” przechodzimy do logicznego chaosu, trwającego 3 i pół minuty.
Kończący się delikatnym wyciszeniem utwór przygotowuje nas do kolejnego - „Providence”. I tu niespodzianka – kobiecy wokal i klawisze. Wręcz delikatny wstęp, przyprawiony subtelnym wokalem w połowie utworu nabiera tempa, ale bardzo powolnie, spokojnie. W trzeciej minucie słyszymy solówki już nieco przytłumionej gitary oraz perkusję... i ponownie kobiecy wokal. Doszukałam się nawet podobieństw do wydania Anathemy z lat 2007 – 2009.
I mamy kolejny miesiąc „Wars of the Roses” - tym razem „September IV”. To czwarty utwór na płycie, w którym ponownie przeważa dźwięk klawiszy. Początek jest nieco monotonny, być może stąd tytuł. Wrzesień, bądź co bądź, to pierwsza oznaka jesieni – pory, w której bliżej nam do ospałości i lenistwa niż pełni życia. Na szczęście mniej więcej od połowy utworu pobudza nas szybka perkusja i elektronika, które ani śnią o tym, żeby całkowicie nas uśpić.
„England” - chóry, dzwony, ponownie klawisze i wokal Garma typowy dla wcześniejszych krążków, a w szczególności dla „A Quick Fix Of Melancholy”. Jeśli miałabym wybrać jeden z kawałków najnowszego albumu, który najbardziej nawiązuje do poprzednich, zdecydowanie wybrałabym właśnie „England”. No i z Anglii przenosimy się z przedostatnim utworem do Islandii.
„Island” - tu na pierwszy plan ponownie wysuwa się głos Garma. Słyszymy subtelne dźwięki, spokojne odgłosy morza. Podczas koncertu to właśnie morskie fale i błękit wody dopełniły całości. Garm zresztą śpiewa tu nieco przyciszonym głosem, z odbijającym się echem. Im bliżej końca tym dźwięki mijającego dnia, są bardziej dostrzegalne. Słyszymy uderzające o brzeg fale, słyszymy odgłosy sowy – dzień powoli się kończy, a z nim utwór.
„Stone Angels” to ostatni i nietypowy utwór na płycie. Jest bardziej recytacją z muzyką w tle niż typową muzyczną kompozycją. Tu słyszymy głos nowego członka norweskiej ekipy – Daniela O'Sullivana, który recytuje utwór amerykańskiego poety Keitha Waldropa „Stone Angels” z 1997 roku. Jeśli wziąć pod uwagę czas trwania utworów Ulvera, to ostatni z najnowszej płyty jest niemal najdłuższy, bo trwający aż 15 minut. Ten cały czas to liryczne uniesienie O'Sullivana, który, modelując swoim głosem, chce przekazać sens całej treści.
Warto wspomnieć, że podczas nagrań Norwegom towarzyszyli Stephen Thrower z Coil i Cyclobe, Stian Westerhus, legenda gitary oraz Stev Noble i Alex – improwizatorzy z Wielkiej Brytanii. To dzięki nim na płycie słyszymy barokowe brzmienie pianina, instrumentów dętych drewnianych.
Cały album został zmiksowany przez producenta Johna Fryera, który współpracował m.in. z Depeche Mode, Cocteau Twins i Swans.
Myślę, że dla fanów Ulvera najnowszy krążek będzie nowym i ciekawym doświadczeniem. Czekamy na 25 kwietnia – premierę ich ósmego pełnometrażowego albumu.
Tracklista:
01. February MMX
02. Norwegian Gothic
03. Providence
04. September IV
05. England
06. Island
07. Stone Angels
Wydawca: KScope (2011)