W zaledwie rok po wydaniu "Judas Christ" Tiamat powrócił z nowym krążkiem. Swojego czasu nie zwróciłem na tą płytę uwagi, spodziewając się kolejnej porcji stękania. W sumie to nie wierzyłem, że Tiamat może nagrać jeszcze coś naprawdę godnego uwagi, a tym bardziej w roku po wydaniu bardzo słabej płyty. Niedoceniałem Tiamat.
"Prey" nie przynosi wielkich zmian stylistycznych, ale po raz pierwszy
od czasów "Wildhoney" mogę powiedzieć, że Tiamat nagrał dobrą płytę.
Niby w dalszym ciągu jest to gothic rock, ale słychać, że Szwedzi
zwolnili, tchnęli w swoje dźwięki nutkę ciepła, uruchomili fortepian,
wypośrodkowali wykorzystanie instrumentów klawiszowych i gitar. W
dalszym ciągu utwory mają piosenkowy charakter, ale cieszy fakt, że w
tych dźwiękach można znaleźć jakieś ciekawe smaczki i niezłe melodie.
Jak już wspomniałem wcześniej - płyta ma specyficzny, "ciepły" nastrój,
co może być zaskoczeniem. Słychać, że ojciec Lucyfer patronował temu
wydawnictwu, gdyż "Prey" jest tym, czym powinien być "Judas Christ".Martwią mnie jednak dwie rzeczy. A mianowicie - w dalszym ciągu nie jest to poziom, który pozwalałby stawiać tę płytę obok "Wildhoney" czy "The Astral Sleep". Choć "Prey" jest równym, dobrym wydawnictwem, to niestety po raz kolejny brakuje tutaj jakiegoś wybitnego, czy choćby szczególnie wyróżniającego się utworu. Słychać, że Szwedzi wychodzą z zastoju twórczego, ale to nie jest jeszcze chyba to na co czekam. Wiem, że "Prey" brakuje nuty przebojowości, czegoś co by wołało o zwrócenie na tą płytę uwagi. Tymczasem ona żyje swoim życiem i da się wyczuć, że Edlund w tych dźwiękach dał kawałek siebie, coś osobistego.
Tracklista:
01. Cain
02. Ten Thousand Tentacles
03. Wings Of Heaven
04. Love In Chains
05. Divided
06. Carry Your Cross And I'll Carry Mine
07. Triple Cross
08. Light In Extension
09. Prey
10. The Garden Of Heathen
11. Clovenhoof
12. Nihil
13. The Pentagram
Wydawca: Century Media Records (2003)