Najlepiej pracuje mi się „pod lekkim napięciem”. Trochę stresu, trochę pośpiechu, coś nowego, szybkie efekty. Taki „stan zapalny” dobrze mi robi. Zazwyczaj.
Ostatnio jednak przeholowałam. „Przepaliłam”. Nic mnie nie rusza. Nic nie powoduje tego rozkosznego łaskotania umysłu, nie załazi za skórę. Nie krąży po głowie, nie napada wyobraźni po godzinach i przed snem.
Impreza urodzinowa – hmm... rok mi przybyło, rozumu ubyło, lektury nie cieszą, nie dziwią metody podrywu typu „złapałaś panę mała, zjedź na pobocze”, World Press Photo nie zachwyciło, megabajty nie przebranych zdjęć zalegają na dyskach, nie wkurzają mnie nawet opóźnienia w remoncie mieszkania.
Wykładowczyni matematyki z moich studiów zwykła mawiać że „starzy jesteśmy wtedy, gdy już nic nas nie jest w stanie zdenerwować i zdziwić”. Wobec tak postawionego twierdzenia dochodzę do wniosku, że w ciągu tych kilku tygodni zostałam staruszką. Czy Koniki siwieją?
Leżę i słucham muzy, którą od czasu do czasu, litościwie, podsyłają znajomi. Nie chce mi się pisać.
Potrzeba mi świeżej krwi...
„Wyobraźnia gdy przymiera
głodem,
Zaprzestaje prowadzenia wojen...”