Dziś 30 rocznica stanu wojennego - bezprawnie i wbrew Narodowi oraz jego żywotnym interesom wprowadzonego przez grupę zaprzańców i zdrajców, chroniących swoje przywileje i władzę przy pomocy czołgów, pałek, więzień i kul. Ów dzień pamiętam doskonale, kolega z pokoju w akademiku T15 na Wittiga we Wrocławiu obudził i powitał mnie rano krótkim komunikatem: wszystko się spi...doliło, czerwoni wprowadzili stan wojenny. Odpowiedziałem, że chyba sobie żartuje - on na to: to włącz radio. Włączyłem i natychmiast dotarła do mnie powaga sytuacji. W mieście i akademiku zapanowała apokalipsa, chciałem przewieźć piano Fendera(sporych rozmiarów skrzynię) do domu kolegi, z trudem złapalem taksówkę. Gdy taksiarz zobaczył co chcę przewieźć, przestraszył się i uciekł...Ponieważ zawieszono zajęcia, przy okazji brutalnie pacyfikując strajk okupacyjny studentów - pobito wtedy ciężko m.in. naszego rektora prof.Tadeusza Zipsera będącego razem ze studentami- a mnie jakoś nie internowali (mimo, że byłem zdeklarowanym antykomunistą i jednym z pierwszych założycieli NZS na P.Wr.) zbliżały się święta na które rozjechaliśmy się do domów. W Toruniu na moście czekało na nas wojsko, kontrola dokumentów, jakieś macanie bagaży etc. Na miejscu spotkanie z kolegą z ogólniaka, który został górnikiem i opowiedział mi jak to było w kopalni Wujek. Upiliśmy się obaj do nieprzytomności, nie dało się tego wszystkiego wysłuchać na trzeźwo. Potem przez jakieś półtora miesiąca codziennie wieczorem we wszystkich 5 akademikach i hotelu asystenckim wieczorem o 20 zapalaliśmy świeczki i waliliśmy czym popadło w blaszane parapety, skandując: Solidarność. Na te show przychodzili mieszkańcy Biskupina, Sępolna i okolic i blili nam brawo. Wszystko to do czasu, kiedy pewnego wieczoru otoczyli nas kordonem, rozstawiając reflektory lotnicze na platformach i waląc po oczach, a następnie zrobili wjazd do T17, tłukąc ciężko wszystkich, włącznie z kolorowymi... Nie będę ciągnął dalej, ale zaliczyło się i zwijania z ulicy z wykręconymi do tyłu rękami, i pałowania, i gaz, i strzelanie pociskami z rakietnic w tłum(jeden gość dostał w klatkę piersiową, to nabój z fosforem, spowodował olbrzymią ranę i wypalanie jej na żywca, nie wiem, czy przeżył, jego krzyk dotąd pamiętam). 9 lat straconych: powolne gnicie, degrengolada, narastanie zapóźnień, emigracja wielu najbardziej wartościowych, wykształconych i dynamicznych ludzi, w tym m.in. wtedy doktora, dziś profesora Andrzeja Zaracha, mego wykładowcy algebry liniowej. Dodam, że prawie połowa kadry mojego Instytutu Telekomunikacji i Akustyki została internowana, mi.n. dr Wojciech Myślecki, którego trzymali jeszcze do 83 roku i była obawa, że będę musiał jechać do więzienia bronić tam pracy magisterskiej. Na szczęście jakoś w maju ich zwolnili i odbyło się to na uczelni, a w.w. doktor - radosny jak szczypiorek na wiosnę i w świetnej kondycji psychicznej- zdrowo mnie wtedy przemaglował.
Po studiach czekało na mnie skierowanie do służby wojskowej w jednostce karnej w Orzyszu, z której wychodziło się albo złamanym psychicznie kaleką, albo ... nogami do przodu.
Zatem powtórzę - olbrzymie straty, ale nie dla Kwacha, Millera, Cioska i całej tej reszty czerwonych szczurów. Oni teraz mają się świetnie, przygotowali sobie miękkie lądowanie, a dziś od rana perorują w mediach i swoimi czerwonymi ryjami psują krajobraz i obraz.
Niech wam wystarczy, czerwona szumowino, że są ludzie, którzy pamiętają JAK to było, pamiętają krew, męczeństwo ks. Popieluszki (wtedy wielkim przyjacielem jego był niejaki Adam Michnik, za parę lat zaprzyjaźnił się z Jaruzelem, i innymi arcyszujami: Kiszczakiem i Urbanem). Nie łudźcie się, sprzedawczycy i szmaciarze - zacytuję wam wasz ulubiony hit: "...nadejdzie jeszcze czas zapłaty, sędziami wówczas będziem my"