Nie pamiętam już w jaki sposób trafiłem na Sirrah i czy najpierw to gdzieś usłyszałem, a potem kupiłem czy odwrotnie. Pamiętam natomiast doskonale jakie wrażenie wywarło na mnie "Acme". Byłem tym wprost zachwycony i ceniłem jak najlepsze płyty największych zespołów doom czy gothic metalowych. Gdy dziś tego słucham wracają do mnie tamte emocje i mogę tylko potwierdzić, że jest to najwyższej klasy materiał.
Okazuje się jednak, że moja, wydana w 1995 roku przez Melissa Productions (co ciekawe jest to firma, która oprócz Sirrah, wydała tylko Graveland "The Celtic Winter") kaseta, nie jest oficjalną płytą tylko demem. Demem, które musiało się nie tylko mi spodobać, bo wziął się za nie Metal Mind i wydał to ponownie w 1996 roku. Muzyka została nagrana jeszcze raz w zmienionym już nieco składzie, z trochę inną okładką i z jednym dodatkowym numerem. Nie słyszałem tej wersji, ale jak poczytałem w internecie to podobno jest słabsza od pierwowzoru. Wcale zresztą mnie to nie dziwi, bo powtarzanie czegoś co wyszło bardzo dobrze bardzo łatwo może prowadzić do zepsucia tego, ale zostawiam już ten temat i skupiam się na tym co mam.
"Acme" to muzyka niewątpliwie mroczna i grobowa, ale do tego wyjątkowo uczuciowa i melodyjna. Wykorzystuje całą gamę możliwości jaką daje doom metal. Obok niskich growlingów są czyste wokale oraz damski śpiew, obok ciężkich gitar mamy też akustyczne, skrzypce i klawisze. Muszę przyznać, że wszystkie te elementy są dużym plusem Sirrah. Niezależnie od tego z jakim głosem mamy do czynienia zazwyczaj jest on ułożony w świetne linie melodyczne. Wokalizy są super skomponowane i doskonale splatają się z muzyką i ze sobą nawzajem. Zdarza się, że anielski śpiew Mai Konarskiej (współtworzącej już wtedy Moonlight) płynie równocześnie z ponurym ryczeniem. Wychodzi to znakomicie tak samo jak występujące dość często partie skrzypiec. Dodają subtelności i smaku tej muzyce odróżniając się na tle topornych gitar. Kompozycyjnie jest to majstersztyk. Są fajne, wpadające w ucho motywy, wszystko na wzajem sie uzupełnia, splata i płynie w bardzo przyjemnych dla ucha kombinacjach. Muzyka w większości jest wolna i dość mozolna, tym bardziej więc należy docenić, że jest ciekawa, naszpikowana emocjonującymi momentami i cały czas coś się w niej dzieje.
Numerów jest osiem, a pięć z nich zostało już wydanych na demie "Once More Before We Soar" z 1993 roku. Mimo pewnej łączącej je ciemnej atmosfery, różnią się od siebie i z łatwością można je rozpoznawać. Już pierwszy "Acme" jest mocno przebojowy z super motywem klawiszowym i wokalami: "And God alone as always, taken from the ground my hate...". Zajebisty kawałek, podobnie zresztą jak następny "Passover 1944". Tekst jest refleksyjny i dotyczy życia pozagrobowego zgładzonego narodu. Biorąc pod uwagę tytuł i datę, nie trudno się domyślić jakiego. Skrzypce nadają tu fantastycznej nastrojowości i wokale też są bardzo dobre: "Look around your nation's dead and God forgot your name. Six feet under ground we are, strong our faith now dead."
Dalej jest tak samo dobrze. Ciężej i szybciej robi się w "On The Verge", w którym pojawiają się też takie orientalne fragmenty gitarowe oraz standartowe zwolnienia. "A.U. Tomb" to znakomite skrzypce i śpiewy. Moment akustyczny z szeptanymi wokalami jest mistrzowski. Słabszy moim zdaniem jest tylko "Iridium". Jest taki bardziej progresywny i udziwniony z podchodzącymi trochę pod jakiś groove wokalami. Na szczęście to tylko incydent, najkrótszy w zestawieniu.
"Pillbox Impressions" to długaśny, epicki numer, w odróżnieniu od następującego po nim "Panacea". Otwiera go melodyjka na basie z perkusyjnym taktem, a potem dopiero wchodzi gitara i rykliwy wokal. Potem jeszcze wjeżdżają skrzypce i robi się totalnie. Jest to bardzo energiczny i porywający rockandrollowy numer, szybki i niezwykle ekspresyjny.
Na koniec za to następuje zupełnie odmienny klimat. Nostalgiczny i subtelny "Bitter Seas" to kolejny szlagier. Świetny nastrój, znakomite wokale i wstawki akustyczne tworzą tą fascynującą podróż po morzu mroźnych łez, pod krwistoczerwonym niebem. Prawdziwy, uczuciowy deser na zakończenie wyśmienitej płyty. Jeżeli faktycznie potraktować to jako demo to byłoby jednym z najlepszych jakie w życiu słyszałem. Ja jednak już tą swoją pierwszą wersję "Acme" odbieram jako album. Może i brzmienie nie jest wymarzone i jacyś profesjonaliści mogliby wyciągnąć z tego głębsze dźwięki, donioślejsze bębny czy lepsze pogłosy. Nie zmienia to faktu, że jest to pozycja dorównująca największym gigantom gotyckiego metalu i nawet lepsza niż niejedna płyta przez nich stworzona.
Tracklista:
1. Acme
2. Passover 1944
3. On the Verge
4. A. U. Tomb
5. Iridium
6. Pillbox Impressions
7. Panacea
8. Bitter Seas
Wydawca: Melissa Productions (1995)
Ocena szkolna: 5+
zsamot : Debiut w MMP był i jest rewelacyjny, a potem dwójeczka - pyta śmiało...
Sumo666 : Ja też odbieram to wydawnictwo jako album. A patrząc z perspektywy cza...