Kto by się kiedykolwiek spodziewał, że polski zespół jedną płytą wbije się do prog-rockowego panteonu. Co więcej, większość muzyków zespołu pałała się dotychczas muzyką ekstremalną i nie zapomnę jak jeden z redaktorów Metal Hammera podśmiewywał się z Mitloffa (Piotr Kozieradzki, perkusja), że on ma grać progmetal.
Tymczasem Riverside zagrał wszystkim dziennikarzom na nosie i pokazał, że ma swoją muzyką bardzo dużo do zaoferowania. W efekcie otrzymaliśmy jeden z najpięniejszych i najlepszych albumów ostatnich lat. W muzycie Riverside słychać wpływy zarówno Pink Floyd i Marillion jak i nowszej Anathemy. Przepiękny, pełen emocji głos wokalisty - zazwyczaj bardzo delikatny, spokojny, momentami pełen agresji i bólu, które chciałby z siebie wyrzucić, przestrzenna, bardzo floydowska gitara, która raczej tworzy pejzaże zamiast wygrywać techniczne solówki; bardzo dobra praca sekcji rytmicznej oraz piękne klawiszowe tło, które tworzy raz ciepły, raz chłodny innym razem mroczny nastrój. Muzycy zafundowali nam przepiękną grę emocji i nastroju, podpartą bardzo ambitnymi, konceptualnymi lirykami.Jestem dumny z tego, że w Polsce mamy zespoły, które mają coś do powiedzenia na światowej scenie muzycznej i trzymają za pysk wszelkie lansowane przez wielkie wytwórnie "gwiazdki", które nie potrafią stworzyć niczego oryginalnego i są 1574328 klonem Dream Theater, Morbid Angel czy KoRna. A Riverside po prostu wgniótł konkurencję w ziemię...
Wydawca: Laser' s Edge (2003)