Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Odyssey 5

Odyssey 5
Po zakończeniu oglądania piątej serii „Dextera” i drugiej „Rzymu” apetyt na amerykańskie seriale nieco mi opadł. Ileż można gapić się w ekran telewizora. Mamy wiosnę, wróciły ciepłe dni, tak więc dobrze byłoby oderwać zad sprzed ekranu i poruszać się trochę na świeżym powietrzu. Rower przygotowałam do podróży jakiś czas temu, tak więc nic nie stoi na przeszkodzie wyjazdów w plener. Czy raczej – nie stało, bo kilka ostatnich, przeraźliwie zimnych i wietrznych dni znów wtłoczyło mnie w wygodny domowy fotel. A fotel ma to do siebie, że stoi w pobliżu szklanego okienka, które w diabelski iście sposób kusi, by znowu się w nie pogapić.
Przyznaję, że jestem człowiekiem niezmiernie podatnym na pokusy i pomimo, że obiecałam sobie wyrwać się z serialowej matni, to znów z własnej, nieprzymuszonej woli się w niej zagrzebuję. A wszystko to wina kolejnej serii TV – „Odyssey 5”
Myślę, że w kontekście mojego postanowienia obejrzenie pierwszego odcinka było czymś, co mogłam zrobić najgorszego. Odcinek trwa niecałe 45 minut, ale już po pierwszych piętnastu wiedziałam, ze końmi mnie od telewizora nikt nie oderwie. Niestety, historia okazała się tak diabelnie wciągająca, że po prostu NIE DAŁO SIĘ jej nie śledzić.
No dobrze – wstęp już jest, wiec teraz kilka słów o tych diabelnie wkręcających dwudziestu minutach. Jesteśmy na promie kosmicznym, w środku którego podróżuje sześć osób – trzy to pracownicy obsługi, dwie są dziennikarzami stacji CNN, a ostatni pasażer to autor książek naukowych. Kosmonauci maja do przeprowadzenia prostą misję – przejąć krążący w przestrzeni pozaziemskiej sputnik, i dołączyć go do promu. Zadanie zostaje wypełnione szybko i sprawnie. Pewnie niedługo zacznie się badanie sztucznego satelity. Być może za godzinę, albo półtora. Wydaje się, że wszystko jest w porządku. No, prawie wszystko, bo załoga statku kosmicznego na chwilę traci kontakt z bazą na ziemi, a na promie gasną ekrany i radary.
Kilka minut później WYBUCHA ZIEMIA. Zostaje po niej obłok gorących gazów. A nasi kosmonauci to jedyne istoty żywe, które przetrwały katastrofę.
Dalej nie oglądałam (i zaraz to nadrobię), bo zadzwonił telefon. Wyobraźcie sobie, jak byłam wkurzona, że mi kolega seans przerwał. Aż miałam ochotę zębami sobie pozgrzytać, co jest wybitnym dowodem na uzależnienie od wślepiactwa ekranowego. Tak, to brzydka przywara, ale jakże jej nie ulec, skoro serial ofiaruje taką historię: „"Przygody załogi wahadłowca Odyssey rozpoczyna zagłada Ziemi. Wstrząśnięta załoga pod dowództwem Chucka Taggarta (Peter Weller) zamierza odnaleźć w kosmosie miejsce gdzie będą mogli spędzić resztę życia. Załoga niespodziewanie spotyka w kosmicznej pustce dziwną istotę, która oferuje grupce ludzi cofnięcie w czasie o 5 lat. Podczas tego czasu mają oni możliwość ocalenia Ziemi przed zagładą. Taggart jest zdeterminowany, pragnie ocalić planetę, ale członkowie załogi wkrótce odkrywają. że każde najmniejsze nawet działanie może zmienić historię naszego globu w sposób nieprzewidywalny, a nawet destrukcyjny." – opis ściągnęłam z serwisu Filmweb.
OMFG, wracam do oglądania! Zżera mnie ciekawość!
Aha – osoby które się zainteresowały wpisem i lubią oglądać  w sieci odsyłam pod adres:
http://v.youku.com/v_show/id_XMTM4NDUyNTcy.html
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły