Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Nine Inch Nails - MTP, Poznań (23.06.2009)

Z sympatią do Trenta Reznora jest tak, że albo ktoś lubi twórczość jego zespołu - albo zwyczajnie to co Nine Inch Nails przedstawia traktuje z rezerwą. Jednak jednemu nie można z pewnością zaprzeczyć - to niezwykły artysta, profesjonalista i definitywnie - zwierzę sceniczne. 20 lat przyszło czekać fanom Amerykanina na wizytę w Polsce. Dzięki organizatorom Festiwalu Teatralnego Malta - doczekaliśmy się 23 czerwca wizyty Trenta w Poznaniu.
Tego dnia aura zdecydowanie zlitowała się nad osobami przybyłymi do stolicy Wielkopolski. Samo miejsce, które wybrano na organizację show - też było doskonałym pomysłem. Wkomponowany w hale targowe plac na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich współgrał ze stylistyką zarówno Aleca Empire jak i Nine Inch Nails. Całości ekspozycji uroku dodawały co jakiś czas przelatujące nisko nad terenem samoloty zmierzające na lotnisko Ławica.

Ponieważ wieczór potraktowałam stricte koncertowo, minęłam żółtych i "profesjonalnych" ochroniarzy - szerokim łukiem ominęłam także punkt gastronomiczny, który podobno do najlepszych nie należał. Dotarcie na miejsce zaowocowało moim ogromnym zdziwieniem, jak olbrzymi jest teren, na którym już za 2 godziny miał wystąpić Trent Reznor z zespołem. Nie sądziłam, że Poznań dysponuje takim miejscem, które śmiało można by wykorzystywać na organizację dużych festiwali i koncertów.

Ku zdziwieniu zebranych około godziny 20:30 kiedy na scenie pojawić się miał Alec Empire ze swoją dawką dźwięków spod nazwy digital hardcore - ze sceny wydobył się głos informujący zebranych czym może grozić zbyt intensywne wpatrywanie się w stroboskopy. Kiedy na scenie pojawił się w obcisłych spodenkach podskakujący Alec z wystylizowaną grzyweczką, choć zaiste to co prezentuje ów artysta może się podobać - większość ludzi skupiła się raczej na zajmowaniu odpowiedniego miejsca, przechadzaniu się po placu, czy na pogawędkach ze znajomymi spotkanymi w tłumie. I tak występ podskakującego i wymachującego dłońmi Aleca Empire przeszedł do historii.

Kiedy na zegarze pojawiła się godzina 22:00 wszyscy z niecierpliwością oczekiwali już tylko jednego - koncertu Nine Inch Nails. Spekulacje ile potrwa występ? Jaki repertuar się pojawi? Ile piosenek ze starszych albumów zagrają, a ile z nowszych? W co będzie ubrany Trent? Jakie będzie to show - były stopniowe rozwiewane - kiedy kilka chwil po 22:00 na wysokiej scenie kolejno pojawiali się zadredziony gitarzysta Robin Finck, perkusista Ilan Rubin basista Justin Meldal-Johnsen no i oczywiście sam Trent Reznor. Koncert rozpoczęli od kawałka "Home" i trwał ponad 120 minut obfitując w sumie w 25 utworów. Kiedy pojawiały się takie hiciory jak "Terrible Lie" czy "March Of The Pigs' entuzjastycznym wrzaskom nie było końca. Biegający, skaczący, wyginający się Trent Reznor szarżujący to na zmianę swoją gitarą, mikrofonem, tamburynem czy klawiszami - emanował sceniczną energią. W połowie koncertu Reznor zadał sobie sam pytanie - jak to się stało, że 20 lat gra i nigdy nie dotarł do Polski wcześniej?  No cóż - spekulować można do woli - fanom niewątpliwie pozostaje radość z faktu, że jednak do Polski dotarł.

"The Becoming", "Reptile" czy "I'm Afraid Of Americans" to kolejne tego wieczora utwory, które znalazły się na set liście show. Show, które nie było pełne wizualizacji, które jak na Nine Inch Nails było hm. skromne - pozbawione rozmachu - które było po prostu prawdziwym rockowym koncertem, nie pozbawionym momentów zaskakujących jak ten, w którym Trent podczas swoich scenicznych akrobacji zrzucił przez przypadek jedne z klawiszy prawdę mówiąc sam chyba był lekko tym faktem zdziwiony.

"Burn", "Gave Up", "La Mer" i tak oczekiwany przez wielu "The Fragile". Można śmiało stwierdzić, że od strony technicznej - to był wręcz popisowy koncert - wzór do naśladowania dla innych artystów. Absolutnie wszystko tego wieczora zagrało tak jak powinno. Dźwięk był doskonały, głos Trenta perfekcyjny, a muzycy w niesamowitej wręcz formie. Kolejne utwory jakie wybrzmiały ze sceny tego wieczora to między innymi "Banged And Blown Through", "Wish", "The Way Out Is Through" czy na koniec zagrane "Head Like A Hole". Hicior z "Pretty Hate Machine" oczywiście nie był ostatnim utworem, który Trent wyśpiewał wraz z tłumem. Muzycy pojawili się na scenie za kilka chwil grając "Echoplex", "The Good Soldier", "The Day The World Went Awal". Na sam koniec jednak pojawił się ten utwór, który z pewnością wśród wielu zgromadzonych wywołał nieukrywane wzruszenie. Kiedy usłyszeliśmy pierwsze dźwięki "Hurt" wszyscy wraz z nietuzinkowym wokalistą odśpiewali utwór, tym samym dziękując Trentowi, że w końcu znalazł czas i sposobność odwiedzić kraj nad Wisłą i to wyjątkowe tego wieczora miasto nad Wartą.
http://www.darkplanet.pl/modules.php?name=usergallery&op=show_photo&id=72018
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły