Dnia 7 listopada w poznańskim klubie u Bazyla miał miejsce krwawy spektakl, w którym brały udział zespoły Furia, Strandhogg, Pleroms Gate i bliższej mi nieznani z mocy rażenia muzycy z Moloch Letalis. Tego wieczoru ociągałem się z wizytą w klubie. Oczekiwany przeze mnie występ Furii zaplanowano jako ostatni, toteż zaabsorbowany tajemniczymi rzeczami pojawiłem się w klubie kilka minut po planowym rozpoczęciu.
Jak zwykle nienagannie odziany, zaopatrzony w wyrafinowany trunek, bystrym wzrokiem spoglądałem na zgromadzonych gości - pojawił się cały metalowy establishment nie tylko z lokalnego światka metalowego. Za obsługę konsoli dźwiękowej odpowiedzialny był Migdał (Artrosis, Lebenssteuer), który wyznaczył standard dzisiejszego koncertu; za barem waćpan Bazyl, na scenie stroili - nie w fatałaszki, a instrumenty panowie z black metalowej formacji Moloch Letalis. Zespół, który był dla mnie muzyczną niewiadomą pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. Ku mojemu zdziwieniu zagrany set był odpowiednio wypieszczony - motoryka gniotła, przesiąknięta ciężkim brzmieniem instrumentów i naszpikowana soczystymi blastami. Na kilka słów w tej marnej relacji zasługuje osoba wokalisty, który pantomimą ciała przypominał Mortuus'a (Marduk). Nie wiem na ile jego ruchy były normalne, a na ile wspomagane materiałami wizualnymi, ale porównanie panów wyłowiło podobieństwa, których w moim wyniszczonym przez black metal życiu jeszcze nie widziałem.Jako drugi wystąpił trójmiejski Pleroms Gate. Zespół słyszałem już wcześniej przy okazji poznańskiego koncertu Chainsaw Metal Slaughter vol. XVIII. O ile wspomniany występ był mniej więcej poprawny, a wynikłe niedociągnięcia mogły mieć swoje źródło z faktu i z aktu defloracji sceny muzycznej, tym razem oczekiwałem progresu w tej materii. Moje nadzieje uzasadnione były dobrym nagłośnieniem zespołu (w początkowej fazie występu problemy z gitarą). Zaprezentowano death metal o symfonicznym zabarwieniu z dogranymi quasi-etnicznymi dźwiękami. W mojej ocenie set wypadł dobrze i tylko tyle, wykonanie muzyczne czy też prezentowane walory nie zaspokoiły mojego niegasnącego apetytu.
Następnie na scenie pojawiła się poznańska black metalowa formacja Strandhogg. Piewcy nienawiści, smakosze surowego mięsa, ciężkiego brzmienia i mrocznego klimatu już od pierwszych chwil występu dość gładko przekroczyli progi bram piekieł. Miażdżąca sekcja rytmiczna, a pośród tego ostre jak żyleta riffy szybko połechtały rogatego, a w muzykach obudziły zwierzęce instynkty, które destrukcyjnie wpłynęły na publikę. Moim zdaniem zmiana personalna na stanowisku wokalisty przysłużyła się zespołowi.
Kolejnym zespołem była katowicka Furia. Zespół występujący w zmniejszonym ilościowo, a niekoniecznie gorszym jakościowo składzie został obsłużony koszmarnym nagłośnieniem. Sytuacja ta nie pozostała obojętna Nihil'owi (wokal), który wyładował emocje w słownych wezwaniach i tutaj cytuję "rozpierdolcie tę chujową knajpę". Nie ma co się dziwić ekspresji językowej nad wyraz płodnego artysty: łomot perkusji niemal całkowicie zagłuszał gitarę, a bas krążył po bunkrowej akustyce sali. Pomimo problemów technicznych z nagłośnieniem, zaprezentowany przez muzyków profesjonalizm zasługuje na wyrazy uznania i kilka kropel domowego spirytusu. Takiego dynamizmu w zachowaniu i wielkiego zaangażowania w pracę na scenie nie widuje się zbyt często. Usłyszeliśmy "Idzie Zima", "Płoń", "Krew w Kolorze Bursztynu" i utwory "Zmierzch za Zmierzchem", "Jeszcze i Jeszcze" z najnowszego albumu "Grudzień za Grudniem". Gdyby nie kiepskie nagłośnienie, set byłby niemal doskonały.
Jestem miło zaskoczony poziomem koncertu Burn The Plague 2009. Pierwsze zdanie dotyczy nie tylko wysokiego poziomu kapel, ale i bardzo dobrego nagłośnienia. Niemal za pewnik przyjmuje się, że procent kiepsko nagłośnionych koncertów w knajpie u Bazyla jest wyższy niż zawartość procentowa wódki starogardzkiej. Tym razem się myliłem. Na minus oceniam słabe nagłośnienie Furii.
W całej ogólności koncert oceniam na dziewięć zdrowasiek.
http://www.darkplanet.pl/gallery/photo/82749