Po pierwsze konsternacja. Okładka rewelacyjna, nieziemska,
eteryczna... Ale czy może to tylko oprawa?
Tymczasem już pierwsze dźwięki otulają niczym lepka mgła, prowadząc w rejony, gdzie My Dying Bbride dawno już nie gościło. A zatem smutek melancholia i spokój. Powiem wprost początkowo - to wina ostatnich krążków, które zasiały we mnie zwątpienie - mea culpa!!! - czy będą jeszcze potrafić zainteresować takim spokojnym wcieleniem, znajdą inspirację, by prowadzić przez te swoiste ścieżki ciszy. Po pierwszym i każdym następnym- werdykt jest tylko jeden: mogę rzec Brytole nie zawiedli. Chyba tylko "The Angel..." mogłoby się pojawić jako sensowne porównanie. I zastanawiam się tylko, czy gdybym poznawał te płyty równocześnie, bądź w innej kolejności, która by miała lepszą notę.
A tak mogę stwierdzić, że My Dying Bride powrócił tam, gdzie ich zawsze widziałem - w rejony, gdzie frapujące skrzypce nadają całości ton bezkresnego smutku.
Tracklista:
01. My Body, a Funeral
02. Fall with Me
03. The Lies I Sire
04. Bring Me Victory
05. Echoes from a Hollow Soul
06. ShadowHaunt
07. Santuario di Sangue
08. A Chapter in Loathing
09. Death Triumphant
Wydawca: Peaceville Records (2009)
zsamot : Miałkie? Chciałbym by więcej kapel takie "miałkie rejony" odkrywały.....
leprosy : Harl chamcze jak mogles, za kare zostaniesz wykreslony z rejestru prawdziwy...
Harlequin : weź tu gadaj o muzyce z abnegatem, który nawet nie potrafi przytoczyć t...