My Dying Bride ma to do siebie, że każdy ich album jest wielce wyczekiwany, teoretycznie przewidywalny, ale za każdym razem niesie za sobą jakąś niespodziankę. Zanim ukazał się 10 krążek Anglików "For Lies I Sire", Steinhorpe zdążył wymienić sekcję rytmiczną i zwerbował do szeregu skrzypaczkę. Po dosć eksperymentalnym, ale intrygujacym "A Line Of Deathless Kings" byłem bardzo ciekaw w którą stronę podąży brytyjski sekstet.
Po przesłuchaniu "For Lies I Sire" czułem się bardzo zaskoczony. Niby typowe My Dying Bride, ale już pierwszy odsłuch zapewnił mi tyleż samo pozytywnych co i negatywnych wrażeń, stawiając to wydawnictwo w gronie najbardziej kontrowersyjnych w dorobku zespołu.Album przeciekł do sieci już jakiś czas temu. Fani zespołu bardzo szybko okrzyknęli go powrotem do korzeni, inni się radowali, że wróciło stare dobre My Dying Bride, które przestało eksperymentować, a inni narzekali, że grają to co zawsze. I każda z tych grup ma po części rację.
"For Lies I Sire" nie ma w sobie krzty eksperymentalności. Po wielu wielu latach w utworach usłyszymy skrzypce, zupełnie jak na pierwszych płytach grupy. Zdecydowanie jest to zwrot w stronę wczesnych dokonań - typowy doom, ze spora ilością growlingów i czystych wokali. Tutaj należy podkreślić, że wokalnie jest to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszych album zespołu. Anglikom udało się także coś innego - o wiele bardziej cennego. Utwory brzmią świeżo, są zadziwiająco chwytliwie jak na tę grupę i zwyczajnie dobrze się tego słucha.
Jest też jednak druga strona medalu. To co jest z jednej strony atutem jest też poniekąd wadą. "For Lies I Sire" jest płytą bardzo zachowawczą i minimalistyczną. Nigdy przedtem zespół nie nagrał tak prostych i przejrzystych utworów. W porównaniu do "A Line..." ten album można określić nawet jako banalny, gdyż dzieje się tu o wiele mniej, a pomysły też do najbardziej wyszukanych nie należą. No właśnie - wszystko co tutaj słyszymy było grane przez Anglików już wcześniej. Ten album wydaje się być zgrabnym skompilowaniem wszystkiego co najlepsze w dotychczasowej twórczości grupy. Dodać też trzeba fakt, że płyta posiada zdecydowanie zbyt sterylne brzmienie, nie pasujące do doom metalu.
Fanom grupy ten album na pewno przypadnie do gustu, bo ciężko jest mówić o zawodzie. Z drugiej strony My Dying Bride po raz kolejny wydało album dobry, ale któremu brakuje tego "czegoś" co uczyniło by go wyjątkowym. Dopiero teraz przekonuje się do tego, że poprzedni album formacji był tworem nadzwyczaj kreatywnym. Niestety w moim odczuciu "For Lies I Sire" wypada bardzo przeciętnie na tle innych płyt tej zasłużone kapeli. Na pewno ustępuje "The Light At the End Of The Wold" czy wspomnianej "A Line Of Deathless Kings", ale przebija "Like Gods Of The Sun" czy "Songs Of Darkness Words Of Light. Jednak odbiór tego albumu będzie w dużej mierze zależał od tego, czego się dany słuchacz spodziewał po MDB.
Tracklista:
01. My Body, A Funeral
02. Fall With Me
03. The Lies I Sire
04. Bring Me Victory
05. Echoes From A Hollow Soul
06. Shadowhaunt
07. Santuaria Di Sangue
08. A Chapter In Loathing
09. Death Triumphant
Wydawca: Peaceville Records (2009)