Marilyn Manson - amerykański zespół pochodzący z Fort Lauderdale w stanie Floryda. Grupę założył w 1989 roku Brian Warner, do dziś lider tego zespołu. Nazwa grupy jak i jednocześnie pseudonim jej wokalisty to połączenie imienia amerykańskiej aktorki i modelki Marilyn Monroe i nazwiska seryjnego mordercy Charlesa Mansona. Formacja ma na swoim koncie sześć albumów studyjnych, a także wiele zmian składów, image'u i brzmienia...
Brian Warner przyszedł na świat w dość tradycyjny sposób. Urodził się 5 stycznia 1969 roku w szpitalu w Canton, stan Ohio. Nie był zbyt lubianym dzieckiem w szkole, nie miał powodzenia u dziewczyn i nie był zbyt towarzyski. Nic dziwnego skoro jak utrzymuje: "Nienawidzę chodzić tam, gdzie ludzie śmieją się i dobrze się bawią. To wpędza mnie w depresję". Najchętniej przebywał w swoim własnym towarzystwie, a jego najlepszymi kumplami były książki i własna wyobraźnia. Jak mówi: "Kiedy jesteś samotny, twoja wyobraźnia to wszystko, co masz", po czym dodaje: "Byłem eskapistą. Nie lubiłem siebie, a w mojej głowie mogłem być kimkolwiek tylko chciałem". Mały Brian od dziecka marzył o sławie, najpierw pisarskiej, potem gwiazdy rocka. Wierzył, że nie urodził się bez powodu. Czuł, że ma bardzo ważną misję do spełnienia. Warner rósł w tym przekonaniu i kombinował, jak przekazać światu to, co ma do powiedzenia.Brian uczęszczał do katolickiej szkoły Heritage Christian School, której rygory całkowicie mu nie odpowiadały. Różnymi sposobami próbował uciec z tej szkoły, począwszy od nielegalnej sprzedaży cukierków i kaset na terenie szkoły, po nagrywanie obscenicznych nagrań z pierdzeniem i bekaniem w roli głównej. Niestety jego starania szły na marne. Po ukończeniu nauki w szkole katolickiej a cztery lata później liceum Glen Oak, Brian wraz z rodziną przeprowadził się do Fort Lauderdale na Florydzie. Po ukończeniu szkoły poświęcił się pisaniu. Gdy okazało się, że jego opowiadanie o chłopaku żywiącym głęboką pogardę dla świata i do samego siebie, który robi wszystko, by inni go polubili, a kiedy zdobywa ich zaufanie wykorzystuje je, żeby wszystkich zniszczyć, odrzuciło siedemnaście czasopism, postanowił wybrać najprostsze rozwiązanie - sam stać się tym chłopakiem i odtąd zacząć samodzielnie decydować o swoim życiu. Na studiach zatrudnił się w miejscowych czasopismach muzycznych, dzięki czemu miał okazję przeprowadzić wywiady m.in z Malcolmem McLarenem czy z Trentem Reznorem. Jednak Brian wciąż marzył o założeniu własnego zespołu, udzielaniu wywiadów i staniu się w szybkim czasie sławnym...
W 1989 roku Brian założył zespół Marilyn Manson & The Spooky Kids (sam przyjął pseudonim Marilyn Manson) wspólnie ze starszym kolegą ze studiów, Brianem Tutunickiem (przyjmuje funkcję basisty i otrzymuje pseudonim Olivia Newton-Bundy), oraz poznanym na jednej z pijackich imprez Scottem Puteskym (w zespole funkcja kompozytora, gitarzysty, pseudonim Daisy Berkowitz). Chwilę później do zespołu dołączył klawiszowiec Perry Pandrea. Pierwszy koncert w tym składzie miał miejsce w obskurnym klubie Churchills, zespół zagrał wtedy dla około 20 osób. Po dwóch tygodniach z zespołu wyrzuceni zostali Tutunick i Pandrea, którzy wg Warnera kompletnie nie potrafili współpracować w grupie i zupełnie nie wykazywali się jakąkolwiek formą kreatywności. Szybko na ich miejsce pojawili się nowi muzycy z prawdziwego zdarzenia, Stephen Gregory Bier jr. na instrumentach klawiszowych (pseudonim Madonna Wayne Gacy, nazywany także Pogo) oraz Bradley Stewart (wtedy jeszcze gitarzysta w zespole Insanity Assasin) (pseudonim Gidget Gein), z którym Warner szybko się zaprzyjaźnił. W tym składzie nagrali pierwsze dema: "Big Black Bus" i "Grist-O-Line". Pod koniec 1990 roku zespół zatrudnił perkusistę Freda Streithorste'a (pseudonim Sarah Lee Lucas), prywatnie przyjaciela Scotta Putesky'ego.
Na lokalnej scenie dali się poznać od strony banalnej lecz oryginalnej i niepowtarzalnej muzyki, tekstów oraz unikalnego i miejscami kontrowersyjnego image'u. Po wielu koncertach zdecydowali się spróbować podpisać zawodowy kontrakt płytowy, jednak występy w wytwórniach BMG czy Sony zakończyły się klapą, przede wszystkim ze względu na zbyt aroganckie zachowanie i nastawienie Briana do producentów. Mimo niepowodzeń w poszukiwaniu wytwórni, zespół intensywnie koncertował a ich występy cieszyły się coraz większym zainteresowaniem. Grupa została zauważona przez Trenta Reznora z Nine Inch Nails, który postanowił pomóc w wypromowaniu zespołu. W 1992 roku Marilyn Manson & The Spooky Kids podpisali upragniony kontrakt płytowy. Odtąd nieodłącznym towarzyszem grupy stała się należąca do Reznora wytwórnia Nothing Records (pododdział Universal Music). W tym samym roku Warner zdecydował się skrócić nazwę do samego Marilyn Manson, by w ten sposób dać do zrozumienia kto jest głównym filarem zespołu.
W 1994 roku zespół nagrał pierwszy album zatytułowany "Portrait Of An American Family" (pierwszą wersję płyty nagrano w domu, w którym banda Charlesa Mansona zamordowała m.in. Sharon Tate, żonę Romana Polańskiego). W międzyczasie w grudniu 1993 roku z zespołu usunięty został basista, Bradley Stewart (Gidget Gein), po tym jak po raz trzeci przedawkował heroinę ("Nie mogłem i nadal nie mogę zatolerować kogoś uzależnionego od łyżki i igły", "Życiem Brada była już tylko heroina, a gra na basie służyła mu wyłącznie do zabijania czasu między kolejnymi działkami", "W pewnym sensie dzięki niemu uświadomiłem sobie wtedy jak ważny jest dla mnie zespół, mimo, że Brad był moim przyjacielem nie pozwoliłem mu zniszczyć tego zespołu"). Zastąpił go Jeordie White (Twiggy Ramirez), który prócz basu przejął także funkcję kompozytora sporej części utworów na kolejne płyty zespołu. Grupa promowała debiutancki album podczas pierwszej oficjalnej trasy koncertowej w której towarzyszyli im m.in. Nine Inch Nails czy KoRn. Jednak płyta przeszła raczej niezauważona przez krytyków muzycznych, mimo ewidentnych i celnych aluzji dotyczących hipokryzji, sztywnych zasad wychowywania i ówczesnej, obłudnej polityki Stanów Zjednoczonych.
Sukces przyszedł z datą wydania drugiej płyty, "Smells Like Children" a dokładniej wydaniem jedynego singla z tego krążka, coveru przeboju grupy Eurythmics, "Sweet Dreams (Are Made Of This)". Utwór oraz stylowy i symboliczny teledysk grany był bez przerwy przez amerykańskie stacje radiowe napędzając w ten sposób machinę sławy zespołu. Na płycie znalazły się ponadto covery utwórów takich sław jak Patti Smith czy Nina Simone, a także remiksy nagrań z poprzedniej płyty. Kolejny rok istnienia zespołu nie obszedł się bez odejścia z zespołu kolejnego muzyka. Po licznych atakach lidera zespołu na zdrowie i życie Freda Streithorst'a (podpalanie sprzętu perkusyjnego a nawet, o zgrozo (!), włosów), piewszy perkusista zdecydował się opuścić szeregi zespołu. Jego miejsce zajął wyłoniony z konkursu Kenneth Wilson (pseudonim Ginger Fish).
Trzecia płyta "Antichrist Superstar" wydana została 18 października 1996 roku i przez wielu uważana jest za najlepszą część dyskografii Mansona. Ten koncept album muzycznie i tekstowo prezentuje drogę bohatera (z którym utożsamia się sam Warner) od chłopca po supergwiazdę, w świecie, który pełen jest przemocy, seksu, perwersji i zepsucia. Płytę wyporodukowali: Trent Reznor, Dave Ogilvie, Marilyn Manson i Sean Beavan. Album podzielony jest na trzy części zwane cycles (The Heirophant, Inauguration Of The Worm, Disintegrator Rising). Na albumie ujawnia się talent kompozytorski Twiggy'ego Ramireza, twórcy 13 utworów na płycie pełnej niepokojących industrialnych dźwięków, efektów zgrabnie połączonych z metalem i elektroniką. W 1995 roku z zespołu odchodzi kolejny muzyk, gitarzysta Scott Putesky, podając za przyczynę niedostateczne docenienie jego wkładu w twórczość zespołu i brak szacunku dla jego osoby. Miejsce Daisy Berkowitza zajął Timothy Linton (pseudonim Zim Zum). Album "Antichrist Superstar" był także ostatnim dziełem duetu Warner-Reznor. Zachęcony jego ogromną popularnością Manson odciął się (niewdzięcznie) od swego dotychczasowego mentora.
Rok 1998 przynosi zespołowi 1 miejsce na liście Billboardu; na najwyższej pozycji debiutuje nowy album formacji zatytułowany "Mechanical Animals". Dla wielu nowe dzieło grupy to zaskoczenie. Brudny, poszarpany image ustępuje miejsca wymuskanym, pełnym barokowego przepychu i kiczu kostiumom. Muzycy obficie się malują, wyglądem swym upodabniając się do bezpłciowych manekinów z wystaw sklepowych (dobitnym tego przykładem jest stylizacja Warnera na okładce albumu - chude, niemal anorektyczne ciało, dwie małe piersi i zasklepienie w miejscu narządów płciowych). "Liftingowi" ulega również tematyka utworów. Warner porzucił tematykę władzy i polityki na rzecz kontestacji współczesnego świata ("The Last Day On Earth"), show biznesu pełnego plastikowych idoli z okładek kolorowych magazynów ("The Dope Show") i upadku ideałów ("Rock Is Dead"). Z nowości można wymienić jeszcze uczucie wyobcowania ("I Want To Dissappear"), ale już znajomo brzmi swoisty hymn ku czci narkotyków ("I Don't Like The Drugs (But THe Drugs Like Me)"). W warstwie muzycznej dało się wyraźnie rozpoznać bezwstydne (ale w dobrym stylu) wzorowanie się na idolach dzieciństwa: Garym Glitterze, Davidzie Bowie, T. Rex czy grupie KISS. Jest bardzo głośno, rytmicznie i glamowo. Zmiany, zmiany, zmiany... Nie oszczędziły również składu personalnego - tuż przed rozpoczęciem trasy Mechanical Promo Tour zespół opuścił Zim Zum, a jego miejsce zajął John Lowery (pseudonim John 5). Pokłosiem tej trasy był album koncertowy "The Last Tour On Earth" (wydany 16 listopada 1999 roku). Posiada on jednak wartość jedynie dokumentalną. Ciekawostką tego okresu twórczości zespołu jest kontrowersyjny teledysk do utworu "Coma White" w którym Warner kopiuje ostatnie chwile prezydenta J.F. Kennedy'ego podczas pamiętnego zamachu w Dallas. Muzyk ucharakteryzowany na prezydenta przejeżdza odkrytym kadilakiem przez ulice widmowego miasta pełnego dziwnych postaci. Teledysk ten wywołał wiadomy skandal w USA i nigdy nie został tam wyemitowany w telewizji publicznej.
Konceptową trylogię w roku 2000 zamknęła płyta "Holy Wood (In The Shadow Of The Valley Of Death)". W stylistyce wyglądu zespołu nie odnotowuje się drastycznych zmian. Album miał wiele problemów przy ukazaniu się na rynku, a szczególnie w Polsce. Jego okładka (Manson w pozie ukrzyżowanego Chrystusa z odpadniętą żuchwą) została na rynku polskim wypuszczona w czarnej foliowej osłonce. Podobnie miały miejsce problemy z koncertem Mansona w Warszawie. Ówczesna wiceprezydent miasta nie chciała dopuścić do koncertu zespołu, który według niej propagował treści satanistyczne i niemoralne. Wprawdzie po zaproszeniu wyżej wymienionej na ekskluzywną kolację z artystą (na której zresztą się nie zjawiła), koncert się odbył, jednakże aura skandalu długo unosiła wokół występu. Od strony muzyczno-tekstowej płyta jest niestety zejściem w stronę komercjalnego rocka, rezygnacją z brudnych brzmień w stronę czystej produkcji prosto ze studia. Manson chyba bardzo chciał pozyskać sobie nowych fanów, dlatego też dużo jest tu piosenek melodyjnych o żywym tempie i prostych do powtórzenia refrenach. Nie ma tu mowy o wyrafinowanych i trudnych w odbiorze miniaturowych dziełach, więcej jest tu dużo gładkości, przystępności i ulizania. Zaowocało to dużą sprzedażą albumu, szczególnie wśród młodszej części słuchaczy.
Po trzech latach, od wydania "Holy Wood", wypełnionych m.in. trasą koncertową Guns, God And Government, odejściem głównego kompozytora i autora sukcesu Mansona - Twiggy'ego Ramireza i zatrudnieniem nowego basisty - Tima Skolda, stęsknieni fani mogli nareszcie zapoznać się z nowym autorskim dziełem zespołu. Album "The Golden Age Of Grotesque" składa się z szesnastu utworów, które prezentują kolejne oblicze artysty. Od strony wizualnej było ono na pewno zaskoczeniem. Odwołania do niemieckich mundurów faszystowskich i całej otoczki lat 20 i 30 w Niemczech (z ich dekadencką atmosferą, umiłowaniem ekstrawagancji i wszechobecnym duchem chaosu w obliczu narastającej potęgi nowej władzy) dla jednych były atrakcyjne i efektowne, innym wydały się zupełnie nietrafione - Manson paradujący nago w podartych kreacjach z podwiązkami na nogach wskoczył nagle w elegancki dopasowany garnitur niemieckiego burżuja. Stylizacja była na pewno bardzo barwna i sugestywna - chociażby połączenie mundurów niemieckich z kreacjami aktorek z podrzędnych kabaretów (teledysk "mOBSCENE") czy odwołania do faszystowskich wieców i stylizowane na niemieckie symbole logo zespołu w teledysku "This Is The New Shit". Niemniej jednak nie przystawała ona nijak do dotychczasowego oblicza grupy. Jest to kolejny krok w zdobywaniu komercyjnego rynku popularnego - kompozycje Johna 5 (głównego kompozytora na tej płycie) są wybitnie wpadające w ucho i tracą z tajemniczości i nastroju znanego chociażby z płyty "Antichrist Superstar". Produkcja jest gładka i znać rękę "speca od konsoli", który doprawia wszystko elektroniką, co nie zawsze wyszło na dobre muzyce. Również wokal jest przetworzony komputerowo, co z jednej strony maskuje niedostatki wokalne Mansona, ale z drugiej strony utrudnia zrozumienie tekstów ze słuchu. Na plus można zaliczyć próby zróżnicowania rodzajowego utworów: mamy tu intrygujące samplowane intro, dynamiczne rytmy w "mOBSCENE", mroczną walcową tytułową kołysankę, chłodne dialogi w "Para-Noir" i odwołujące się do archiwalnych nagrań outro, jednak całości szkodzi zbyt duża monotonia pozostałych utworów, co powoduje uczucie zmęczenia w odbiorze materiału na płycie.
W rok po wydaniu groteskowej (a dla niektórych wręcz błazeńsko niepoważnej) płyty, światło dzienne ujrzał kolejny krążek p.t. "Lest We Forget". Niestety jest to tylko i wyłącznie kompilacja poprzednich dokonań zespołu (Manson nosił się wówczas z zamiarem rozwiązania zespołu, być może miało to być pożegnanie z fanami). Jedyną atrakcją na płycie jest cover przeboju grupy Depeche Mode "Personal Jesus". I znów niestety można tylko żałować, że nie była to tak odkrywcza nowa interpretacja, jak było to w przypadku utworu "Sweet Dreams". Od oryginału różni się ona tylko gitarowym brzmieniem i bardziej recytacją niż śpiewem Mansona. Dodatkowym rozczarowaniem dla niektorych byl teledysk, w którym do miana "osobistego Jezusa" pretendowali m.in.: Jan Paweł II, Gandhi, JFK ale również Hitler i Stalin. Trzeba przynać, że była to prowokacja lekko naciągana.
5 czerwca 2007 roku swą premierę miał szósty album studyjny Mansona - "Eat Me, Drink Me". W kwestii wizualnej nie zanotowano drastycznych zmian. Wszystkie kompozycje na tej płycie to efekt wielomiesięcznej współpracy tandemu Manson-Skold. Kto zna dokonania Skolda z zespołu Shotgun Messiah, ten rozpozna ich echa w jedenastu nowych kompozycjach na tym albumie. Jest to powrót do klasycznego, rockowego brzmienia podpartego licznymi popisami solowymi blond gitarzysty. W warstwie tekstowej fascynacja dekadencją ustąpiła miejsca zauroczeniu wampiryzmem i obsesją śmierci. Być może jest to skutek traumatycznych przeżyć ostatnich miesięcy (fatalna diagonoza lekarska matki Mansona, oraz rozpad związku z Ditą von Teese zakończony ostatecznie rozwodem). Jednakże teksty o nieszczęśliwej miłości pasowałyby raczej do nastoletniej kapeli nurtu emocjonalnego, a nie do "starego wilka" sceny rockowej. Niemniej jednak można na tej płycie znaleźć kilka jasnych punktów - tj. nagrane z zegarmistrzowską precyzją utwory "If I Was Your Vampire" (sam Manson porównuje kompozycję do gotyckiego hymnu wszech czasów - Bela Lugosi's Dead grupy Bauhaus), Putting Holes In Happiness" (ciekawie zaaranżowana, ekspresyjna solówka), "They Said Hell's Not Hot" (za muzyczne nawiązanie do klasycznego rocka), "Just A Car Crash Away" (pomysłowo wyeksponowana "garażowa" perkusja + wielopoziomowe solo gitarowe), "Evidence" (stopniowe budowanie napięcia w utworze). Ci, którym zechciało się śledzić wyniki sprzedaży albumu jednogłośnie stwierdzili, że "Eat Me, Drink Me" było najbardziej zignorowanym i najrzadziej zakupionym materiałem przez fanów legitymujących się uwielbieniem do Mansona. Przyczyn dość słabego wyniku należy być może dopatrywać się... w największych atutach wydawnictwa - szalenie ambitnej muzyki i estetyczności wykonania, która dla fanów grupy okazała się być nie do zniesienia. Konstrukcja nagrań przeznaczona do analizowania każdego dźwięku, ogólne piękno wykonania + naciągany image i (grafomańskie, przyp. aut.) autodestrukcyjne teksty okazały się być dla wielu "przyjaciół" zespołu utrzymujących koniunkturę Marilyn Manson solą w oku.
Po płycie "Eat Me, Drink Me" trudno było przewidzieć rozwój dalszej kariery Mansona. Próbował już tylu stylistyk, zaskoczył już wieloma wizerunkami, że niełatwo będzie mu teraz zaskoczyć słuchaczy czymś nowym i niepowtarzalnym. Ot, urok i przekleństwo postmodernizmu...
O ile miesiące przed wydaniem "Eat Me, Drink Me" ukazały się informacje o rzekomym rozpadzie grupy (do którego ostatecznie nie doszło), tak po premierze płyty i zakończeniu kilkumiesięcznego tournee promocyjnego Manson dał do zrozumienia mediom, że ani myśli o zejściu ze sceny. Pierwszym poważnym krokiem w kierunku rozpoczęcia "nowej drogi" grupy było zamknięcie rozdziału "Eat Me Drink Me" oraz powrót Twiggy'ego Ramireza. Na początku 2008 roku muzyczne media zdominowała wiadomość o powrocie White'a do składu Marilyn Manson. Muzyk, wspólnie z zespołem rozpoczął 19 stycznia 2008 roku trzecią część trasy Rape Of The World Tour podczas której finalnie promowano wydany w czerwcu 2007 roku album "Eat Me, Drink Me". Ponowne pojawienie się Ramireza w szeregach zespołu równało się z odejściem Tima Skolda, który po pięciu latach gry i komponowania utworów postanowił rozstać się w przyjacielskich stosunkach z muzykami. Wg niego: "dalsza kolaboracja Manson-Skold nie miała sensu". Nie wykluczono jednak przyszłej współpracy między muzykami.
Pierwsze przymiarki do sesji nagraniowej nowego albumu zanotowano krótko po wydarzeniach ze składowymi roszadami. Premierowy materiał nagrywany był na przełomie 2008 roku i stycznia 2009 w ulokowanym gdzieś na wzgórzach Hollywood, bliżej nieznanym studiu w którym najczęściej widziano zaabsorbowanych całym procesem - Mansona, Ramireza, Seana Beavana (producent płyt "Mechanical Animals" oraz "Eat Me, Drink Me") oraz Chrisa Vrennę. Nieoficjalne informacje podają, że w sesji nagraniowej swój udział (trzy, cztery nagrania) miał również Wes Borland. "Współpraca" muzyka kojarzonego głównie z amerykańską formacją Limp Bizkit trwała zaledwie kilka miesięcy - rozpoczęła się w sierpniu 2008 roku oficjalnym anonsem Warnera podczas konferencji prasowej w Korei - i ograniczyła się do zagrania zaledwie dwóch koncertów. Borland nie wziął udziału w sesji nagraniowej do nowego albumu Marilyn Mansona - "The High End Of Low". Muzyk zapowiedział również, że nie planuje koncertowania u boku Warnera. Bliski przyjaciel gitarzysty zdradza: "Wes powiedział mi, że nagrał w studio z Warnerem i Twiggy Ramirezem 3 lub 4 nagrania. Według niego są to jedne z najlepszych kompozycji jakie było mu dane usłyszeć w życiu. Dodał, że nowy krążek przebija poziomem ostatni - "Eat Me, Drink Me". Prawdopodobną przyczyną szybkiego rozstania Borlanda z ekipą Mansona były... jak to zwykle bywa, pieniądze jak i szalona osobowość Warnera, która wadziła gitarzyście.
W pierwszych dniach 2008 roku, Manson, poprzez swojego menedżera i "myspace'owych pismaków" poinformował media o oficjalnej premierze nowego albumu, którego należy spodziewać się w okolicach zimy 2008 roku lub w okolicach Walentynek AD 2009. Płyta, prócz garści premierowych utworów miała zawierać również odpady i b-side'y z sesji "Eat Me, Drink Me" oraz sesyjne, dźwiękowe pamiątki po współpracy z Timem Skoldem, Kerry'm Kingiem ze Slayera, Nickiem Zinnerem z Yeah Yeah Yeahs i Jamesem Iha (A Perfect Circle, The Smashing Pumpkins). Do wydania nowej płyty ostatecznie nie doszło.
11 stycznia 2008 roku w wywiadzie dla Heirophant - amerykańskiej strony skrupulatnie prowadzonej przez zagorzałych amerykańskich fanów zespołu, Marilyn Manson podkreślił: "Pustka jaką po swoim odejściu pozostawił Twiggy nigdy nie została zapełniona. Odejście Ramireza było błędem i nie chciałbym popełnić go raz jeszcze kiedykolwiek". Prócz deklaracji ujawniających ogromną radość Mansona w związku z powrotem swego przyjaciela do składu, lider grupy powiedział: "Czuję, że jestem obecnie w trakcie wielkiej zmiany. To będzie to. "Eat Me, Drink Me" otwiera okno, a nowa płyta będzie wręcz jak huragan Katrina".
W kolejnym wywiadzie udzielonym w lutym 2008 roku magazynowi Steppin' Out, Manson określił nowy album jako: "bezwzględny, brudny i bardzo ciężki".
W październiku 2008 roku podczas after party zorganizowanym tuż po pełnej oklasków, fleszy i celebrytów prestiżowej gali Scream Awards, Manson z Ramirezem u boku ogłosili, że nagrywany album brzmieniowo oscylować będzie w rejestrach dźwięków reprezentujących płytę "Antichrist Superstar" (1996) oraz, że sesja nagraniowa jest praktycznie na ukończeniu. Dzień po tym w wywiadzie dla Spinner.com Manson zdradził kilka szczegółów dotyczących tajników pracy Ramireza nad płytą sugerując również jakim tematom swój nowy krążek poświęcił w tekstach: "Zawsze chcieliśmy nagrać taki album! Twiggy komponuje utwory z tego puntku widzenia z kórego ja zawsze pisałem. Nie sądzę, czy aby napewno wcześniej "miał okazję" doświadczyć jakiś specjalnych krzywd, a jego dusza tak jak moja była sponiewierana przez kobiety. Teraz, gdy jego penis został metaforycznie obcięty a ktoś nasrał mu na serce tysiące razy, staraliśmy się nadać temu muzyczne wcielenie".
W grudniu 2008 roku, w ramach przedświątecznego prezentu dla fanów, ujawniono szczegóły trzech nagrań z nowej płyty. Fani nie doczekali się jednak tytułów owych kompozycji a jedynie słowotoku opisującego dźwiękowy charakter muzycznej "trójcy". Jedna z piosenek opisana została jako: "sabat czarownic", kolejna "acoustic swampiness that harkens back to when [he] was living in New Orleans", natomiast utwór w którym Manson sięgnął po gitarę nazwany został "snorting something - whatever it might have been" as a percussive instrument.
W międzyczasie jeden z aktywniejszych forumowiczów strony Heirophant (de facto administrator strony), któremu dane było w nieznanych dotąd okolicznościach zapoznać się z pięcioma utworami, jeden z nich określił jako: "kontynujację "Para-Noir", ale... bardziej instrumentalną, podobnie hipnotyczną i zdecydowanie dłuższą.
W 2009 roku w lutowym numerze Revolver ukazała się szczegółowa analiza dwóch nagrań co łączyło się również z ujawnieniem oficjalnych tytułów utworów ("IWanna Kill You Like They Do In The Movies" i "Armagoddamnmotherfuckinggeddon") szerokiemu spektrum słuchaczy i fanów Marilyn Mansona. Krótko po tym na MySpace zespołu ukazała się data premiery nowego albumu oraz oficjalny nagłówek z którego zdjęto szpecącą i zakrywającą tytuł osłonkę. Według pierwszych informacji krążek "The High End Of Low" miał ukazać się 16 maja. W mediach ukazała się także informacja o pierwszym klapsie na planie teledysku obrazującego pierwszego singla z płyty - "I Want to Kill You Like They Do in the Movies". Rzekomo przygotowywany obraz zapowiadano jako: "sadystyczny". Ostatecznie pierwszym singlem zostało nagranie "Armagoddamnmotherfuckinggeddon".
Stopniowe rozkładanie kart z talii nowej ery Mansona poruszyło całą lawinę oficjalnych oświadczeń pełnych tytułów następnych nagrań, które wypełnią siódmy album studyjny. Kolejnym, który w "myspace'owym" blogu zaspokoił
ciekawość milionów fanów był współproducent płyty - Sean Beavan.
W ostatnim wywiadzie udzielonym !Kerrang Manson wyjawił, że album będzie składać się z 15 utworów. Kompozycję numer 14 nazwał "chwalebnie epicką" a "gitarowy wkład" Ramireza w płytę - pamiętnym i najlepszym w jego dotychczasowej karierze. Manson wyjawił również, że utwory na płycie wymienione są w takiej kolejności w jakiej zostały napisane i nagrane.
27 marca na oficjalnej stronie internetowej ukazał się pierwszy utwór z nowej płyty - "We're From America", który udostępniony został fanom do bezpłatnego pobrania.
Album "The High End Of Lowe, będący siódmą pracą studyjną zespołu, wydany został 26 maja. 8 dni wcześniej w kierunku mas-mediów, z zadaniem wypromowania długograja, wyruszył pierwszy singiel z płyty - "Arma-Goddamn-Motherfuckin-Geddon", który oficjalnie ukazał się 18 maja. Cztery dni wcześniej do ramówki internetowego wcielenia magazynu muzycznego New Musical Express wskoczył pozbawiony cech oryginalności teledysk do nagrania (w klipie nie brakuje sugestywnych symboli reprezentujących każdą erę żywotu zespołu - stylizowana na despotycznego Antychrysta potężna mównica z logo dolara zastępującym błyskawicę, być może ten sam cylinder w którym jeszcze młody Warner paradował w teledysku "Dope Hat" z początków działalności czy pojawiające się gdzieś w tle postaci z "uszami Myszki Mickey" - scheda po erze groteski (video należy traktować więc jako syntezę twórczości i godnej podziwu umiejętności do eklektyzmu, przeobrażania się i zmiany wizerunku oraz przekonań do czego Manson w swojej 20-letniej działalności zdążył przyzwyczaić, przyp. aut.). Reżyserem obrazu jest Delaney Bishop.
4 listopada 2009 roku na oficjalnej stronie internetowej Mansona ukazał się klip do drugiego singla z ostatniej płyty - "The High End Of Low". Autorami obrazu do nagrania "Running to the Edge of the World" są: sam Marilyn Manson oraz Nathan Cox współpracujący już z artystą przy okazji teledysku do "Personal Jesus" z 2004 roku. Witryna, prócz samego teledysku wzbudzającego już w konserwatywnej Ameryce pierwsze kontrowersje, straszy również ostrzeżeniem skierowanym głównie do widzów poniżej 18 roku życia. "Ta strona, w tym sam wideoklip, skierowany jest dla gości, którzy ukończyli 18 lat" - informuje cynicznie Manson. Sam klip, wyraźnie pozujący na offową miniaturę filmową o niskim budżecie, szokuje głównie zakończeniem oraz monotonnym, minimalistycznym, ciągnącym się w nieskończoność acz sugestywnym i stylowym ujęciem Mansona starającego się w jak najbardziej wiarygodny sposób oddać szczerość wyśpiewywanych w utworze słów.
Dziennikarze i krytycy muzyczni dość ostro wypowiadali się na temat nagrania "Running to the Edge of the World" i szczerze wątpili w wybór kompozycji na drugiego singla:
- blog Metal Hammer: "w utworze dominuje akustyczna gitara, z początku wszystko brzmi jak jakiś solowy Bon Jovi z lat 90-tych. Potem pojawiają się lekko trzeszczące pstrykająco-piszczące elektroniczne beaty i wiesz, że właśnie nadchodzi nieprzyjemne zestawienie. Manson wchodzi ze smętnym, niemal melancholijnym wokalem śpiewając o palących się domach. Pojawiają się smyki i kompozycja snuje się bez konkretnie zaakcentowanego wokalu, przez co przypomina "Love Is All Around" Wet Wet Wet. Pomysłowa gra słów Mansona była zazwyczaj jednym z najbardziej poruszających i zapadających w pamięć elementów, ale niestety tu wydaje się trochę wypalona. Ciekawe splecenie ze sobą zwrotki i refrenu nie wystarczy by uratować ten utwór od monotonii, zwłaszcza, że ten ponad 6-minutowy kawałek oferuje zbyt mało jak na tak długi czas trwania".
- recenzent Thrash Hits Hugh Platt skrytykował "Running to the Edge of the World" nazywając go "ubogim krewnym "The Speed of Pain" [utwór z "Mechanical Animals, przyp. aut.]
- John Robb z Quietus opisał go jako: "niezłą rockową balladę ale... ze sczerniałym i zwęglonym rdzeniem".
- w swojej recenzji dla All Music, Phil Freeman wyraźnie okazał swoją niechęć do albumu m.in. porównując "Running to the Edge of the World" z twórczością Davida Bowiego... niekoniecznie na plus dla tego drugiego: "groteskowa epic/ballada w stylu Bowiego, która może i mogłaby byś uznana za wielką gdyby była o te dwie, trzy minuty krótsza".
10 i 11 września na oficjalnym MySpace Mansona ukazały się trzy zdjęcia będące wizualną zapowiedzią klipu do "Running To The Edge Of The Worlds". Dwa z nich opublikowane zostały w albumie "video stills from the future". Trzecie zdjęcie wpakowane zostało do folderu pod tytułem "My Mobile Photos".
17 listopada 2009 roku Marilyn Manson wystąpił w warszawskiej Stodole w ramach europejskiej części trasy promującej album "The High End Of Low". Był to trzeci występ amerykańskiego zespołu w Polsce - tym razem pozbawiony poprzedzających go ostrych wystąpień, sprzeciwów i anty-manifestacji mieszkańców miasta jak i "różańcowego elektoratu".
3 grudnia 2009 roku Manson ogłosił oficjalne rozstanie z labelem Interscope Records, wydawcą wszystkich dotychczasowych albumów zespołu Marilyn Manson. "W temacie klipów i wielu innych miałem związane ręce - teraz, po zakończeniu współpracy z Interscope, czuję, że pojawiło się dużo kreatywnej kontroli nad tym wszystkim. Zdziwilibyście się ile ograniczeń przez te wszystkie lata nałożono na moją kreatywność, co koniec końców prowadziło do tego, że nie chciałem nagrywać niczego nowego. (...) Przykład? Mój nowy teledysk, którego z pewnością nie pozwolili by mi nakręcić. Przynajmniej połowa mojej twórczości została po prostu stłamszona" - tłumaczył wówczas swoją decyzję Manson.
Skład:
Brian Hugh Warner "Marilyn Manson" - wokal
Chris Vrenna - instrumenty klawiszowe
Jeordie White "Twiggy Ramirez" - gitara elektryczna, gitara basowa
Andy Gerold - gitara basowa (tylko na koncertach)
Kenneth Franklin Wilson "Ginger Fish" - perkusja, instrumenty perkusyjne
Byli członkowie zespołu:
Perry Pandrea "Zsa Zsa Speck" - instrumenty klawiszowe (1989)
Stephen Gregory Bier jr "Madonna Wayne Gacy" - instrumenty klawiszowe, sample, loopy (1989-2007)
Scott Putesky "Daisy Berkowitz" - gitara akustyczna, gitara elektryczna (1989-1996)
Timothy Linton "Zim Zum" - gitara akustyczna, gitara elektryczna (1996-1998)
John Lowery "John 5" - gitara akustyczna, gitara elektryczna (1998-2004)
Mark Chaussee - gitara elektryczna (2004-2005)
Rob Holliday - gitara elektryczna (na koncertach), gitara basowa
Tim Skold - instrumenty klawiszowe, sample, programowanie, gitara elektryczna, gitara basowa (2002-2008)
Wes Borland - gitara elektryczna (2008-2009)
Brian Tutunick "Olivia Newton-Bundy" - gitara basowa (1989)
Bradley Stewart "Gidget Gein" (zmarł 9 października 2008 roku) - gitara basowa (1990-1993)
Fred Streithorst "Sarah Lee Lucas" - perkusja (1990-1995)
Dyskografia:
01. Portrait Of An American Family (1994)
02. Smells Like Children (1995)
03. Antichrist Superstar (1996)
04. Remix & Repent (1997)
05. Mechanical Animals (1998)
06. The Last Tour On Earth (Live) (1999)
07. Holy Wood (In The Shadow Of The Valley Of Death) (2000)
08. The Golden Age Of Grotesque (2003)
09. Lest We Forget (Compilation) (2004)
10. Eat Me, Drink Me (2007)
11. The High End Of Low (2009)
12. Born Villain (2012)
www.marilynmanson.com
Vammp : A co sadzisz o samym zespole?