Limbonic Art został założony przez Deamona w 1993 roku jako zespół czteroosobowy. Ten pierwszy skład długo nie przetrwał i dopiero wtedy zespół powstał jeszcze raz wraz z Morfeusem i Perem Eriksenem na perkusji. W początkowym okresie nagrali trzy demówki, które uzyskały spory rozgłos na rodzącej się norweskiej scenie black metalowej. Zaowocowało to wydaniem albumu „Moon In The Scorpio” w Nocturnal Art Productions, który częściowo jest powtórzeniem materiału wydawanego na taśmach demo. W tym czasie jednak Per Eriksen opuścił zespół, który od tej pory miał być duetem korzystającym z perkusji elektronicznej.
I to coraz bardziej znanym duetem. „Moon In The Scorpio” jest kamieniem milowym rodzącego się symfonicznego black metalu. Oczywiście nie była to pierwsza płyta w gatunku, bo swoje debiuty mieli za sobą i Emperor i Dimmu Borgir, ale sztuka Limbonic Art miała w sobie coś wyjątkowego. Przede wszystkim klawisze nie są tu dodatkiem, a zupełną podstawą, na równi z gitarami. W dodatku zupełnie nie umniejsza to zła jakie siedzi w tych dźwiękach i nie odejmuje im czarności. Wynosi je za to w niebo: „Behold the sky above when the moon is in the scorpio…” Ten black metal nie siedzi w lesie, a wznosi się ponad nim, na ciemnym, zachmurzonym niebie. Wszystkie te klawiszowe wstępy i dodatki nadają niesamowitego klimatu, a długie, falujące numery rozchodzą się czarcią symfonią i odbijają od skalistych szczytów. Pełno w nich napięcia, grozy. Niby wszystko się zlewa i pędzi szalenie, ale tam wciąż trwa taniec klawiszy z gitarami, wciąż mocują się te dwie sfery, razem z gęstą perkusją dając muzyczną głębię i bogactwo tła. Powodują taki stan odrętwienia i trzymają w kleszczach ponad koronami drzew, raz karkołomnie pulsując i wirując, a czasem uspokajając się, nabierając sił i sapiąc mozolnie w bezdechu. A gdzieś tam zadudnią kotły, zadźwięczą dzwoneczki, zapłonie pochodnia, zakraczą kruki, zabrzmi pianinowa zagrywka lub dotrze zawodząca pieśń chóru. Ktoś coś powie, ktoś zawyje do księżyca lub zerwie się ten przeraźliwy, rycząco-skrzekliwy wokal, który jak echo niesie się po dolinach, budząc postrach swoją złowieszczą pieśnią.
Choć mam takiego cichego faworyta w postaci „Beyond The Candless Burning” to nie jest to płyta, przy której zawracałbym sobie głowę kawałkami. Ona łapie i niesie na oślep, tworząc jedną, bajkową całość. Polecam słuchać głośno i koniecznie po ciemku. Efekt murowany. „Dominus Spiritus Sathanas”.
Tracklista:
1. Beneath The Burial Surface
2. Moon In The Scorpio
3. Through Gleams Of Death
4. In Mourning Mystique
5. Beyond The Candles Burning
6. Darkzone Martyrium
Wydawca: Nocturnal Art Productions (1996)
Ocena szkolna: 5