Ostatnio otoczony dziesiątkami książek z gatunki Fantasy w moim pokoju, stwierdziłem, że przydałaby się jakaś odmiana. Z dziełami z gatunku sc-fi nie miałem nigdy do czynienia, więc gdy w me ręce wpadło „Przebudzenie Lewiatana” bardzo się ucieszyłem. Między innymi ze względu na pochlebne słowa Georga R.R Martina znajdujące się o niej na okładce. Książka w Polsce została wydana w 2012 nakładem Fabryki Słów pod nazwiskiem James S.A. Corey, lecz jest to pseudonim artystyczny współpracujących ze sobą James'a Abrahama i Ty'a Franka, z których jeden jest przyjacielem wcześniej wspomnianego autora "Gry o Tron", a drugi jego wieloletnim asystentem.
Historia rozpoczyna się, gdy ogromny holownik Canterbury odbiera sygnał SOS pochodzący z małego statku Scopuli i rusza mu na ratunek. Gdy docierają na miejsce to ExO (zastępca kapitana) James Holden wraz z kilkoma członkami załogi zapuszcza się na Scopuli. Gdy przeszukują statek znajdują nadajnik z częściami pochodzącymi z Marsa, a Canterbury zostaje nagle zaatakowany i zniszczony przez niezidentyfikowany statek. Historia w książce dzieli się między to, co dzieje się z Holdenem i jego załogą, a Millerem, detektywem, któremu zostaje przydzielone zadanie znalezienia zaginionej dziewczyny.
Jeżeli chodzi o sposób napisania książki to jestem zadowolony. Miałem do czynienia z wersją oryginalną, jak i tłumaczeniem i muszę przyznać, że nasza wersja mimo drobnych błędów jest przetłumaczona całkiem nieźle. To samo odnosi się do stylu w jakim jest napisana. „Przebudzenie Lewiatana” jest łatwą i przyjemną lekturą. Nieco ponad 700 stron minęło mi bardzo szybko. Nie ma tu specjalnych dłużyzn, a opisy budowy statków i stacji są dla mnie bardzo ciekawe. To samo tyczy się opisów stosunków między mieszkańcami układu słonecznego.
W „Przebudzeniu Lewiatana” ciekawa jest nie tylko fabuła, ale także tło, z którego Abraham i Ty wykreowali całkiem ciekawe „uniwersum”. Ludzkość dawno już spojrzała w gwiazdy i udało się skolonizować część układu słonecznego, lecz nie dokonano jeszcze żadnych podbojów poza nim. Głównymi siłami są Ziemia i Mars oraz mieszkańcy pasa asteroid tzw. „Pasiarze”. Poruszane są tutaj różne tematy, od rasizmu (ludzie nie tolerujący wysokich pasiarzy etc.) poprzez korupcję, a kończąc na tym jak daleko ludzkość jest w stanie posunąć się, aby zapanować nad wszystkimi.
Pozycja ta generalnie prezentuje dość wysoki poziom, lecz mam niestety parę zastrzeżeń. Zacznijmy od sposobu przedstawienia postaci. Jedynie Holden i Miller są postaciami wartymi uwagi. Holden mimo swej naiwności i krótkowzroczności ma swoją głębię; bywa czasem irytujący, lecz ma się wrażenie, że to człowiek z krwi i kości. Nie jest prostą maszyną podejmująca jedynie słuszne decyzje. To samo tyczy się Millera. Detektyw z wieloletnim doświadczeniem, który w swoim życiu sporo przeszedł. Jest człowiekiem niepokojąco nieprzewidywalnym. Niestety oprócz tej dwójki cała reszta jest dość płaska. Odnoszę wrażenie, jakby autorom zabrakło czasu, aby nadać im więcej głębi. Inne uwagi mam odnośnie tego, że książka jest dość przewidywalna i nie trzyma w napięciu od początku do końca.
Podsumowując, „Przebudzenie Lewiatana” jest intrygującą i wartą polecenia lekturą. W sam raz dla kogoś kto lubi opasłe tomiszcza i jednocześnie lekką lekturę. Ma swoje wady, lecz zachęciła mnie do sięgnięcia po inne książki z tego gatunku. Rekomendacja Martina była moim zdaniem lekko na wyrost, lecz też niewiele.
Wydawca: Fabryka Słów (2012)