James Murphy - gdzie to on już nie grał - Death, Testament, Disincarnate, Obituary, produkował krążek m.in. polskiego Demise, jeszcze trochę, to może okaże się, że nagrywał z The Beatles i Mandaryną. Ma też na swoim koncie dwa solowe krążki, a "Feeding The Machine" jest właśnie tym drugim.
Debiutanckiemu "Convergance" zarzucano zbytnie podobieństwo do Metalliki, a muzykowi brak inwencji twórczej - prawdą jest jednak, że wspomniany krążek był zaledwie poprawny. W trzy lata po debiucie Murphy powrócił z kolejnym wydawnictwem. Już sam tytuł - "karmiąc maszynę" może nasuwać skojarzenie co do zawartości muzycznej albumu. A zmieniło się całkiem sporo, a w zasadzie wszystko oprócz stylu gry Murphy'ego. Przede wszystkim daje się zauważyć fascynację industrialem i bardzo nowoczesnymi brzmieniami. Rzutuje to na ogólne brzmienie albumu - jest ciężko, instrumenty brzmią jak wytłumione, przez co wydaje się, że muzyka jest gęsta i intensywna. Nie będę ukrywał, że jest to najpoważniejszy mankament tego wydawnictwo - takie brzmienie sprawia, że słucha się tego ciężko, a instrumenty brzmią jakby nie współgrały ze sobą - gitara wytłumiona, wyeksponowane bębny - brzmi to jednak specyficznie. Jeśli chodzi o samą muzykę, to tutaj zastrzeżeń być nie powinno. Murphy zaprosił kilku zacnych muzyków, m.in. bas obsługuje Steve DiGiorgio, za perkusją zasiadł Deen Castronovo, a oprócz tego gościnnie pojawiają się wokalista Chuck Billy (Testament) , klawiszowiec Vitalij Kurpij, Trent Gardner (Magellan), Chris Kontos (ex- Machine Head), Matt Guillory oraz Jeremy Colon (obaj Dali's Dilemma) oraz kilku innych wokalistów. Efekt jest taki, że dostaliśmy bardzo solidną dawkę różnorodnej muzyki, którą łaczy w zasadzie jedynie gra Murphy’ego. Mamy więc nawiązania do heavy metalu, do flamenco, miejscami jest neoklasycznie, w innych miejscach industrialnie, a jeszcze gdzie indzie deathmetalowo. Murphy nie sili się, aby pokazać swoje umiejętności – dostajemy klika pysznych solówek, ale na szczęście nie obcujemy z nieustanną, gitarową masturbacją. Wręcz przeciwnie – w grze muzyka widać pewien minimalizm - on stanowi jedynie tło dla popisów zaproszonych gości.
"Feeding The Machine" choć nie jest albumem perfekcyjnym, to jest bardzo dobrze skomponowanym, zawierającym ciekawą i różnorodną muzykę. Ogromnie cieszy mnie fakt, ze Murphy wbrew temu, że uchodzi za wirtuoza nie nagrał albumu, na którym uwaga skupiałaby się na jego grze. Dzięki temu powstał naprawdę bardzo dobry i wyróżniający się z tłumu album, który warto poznać.
Wydawca: Diehard Records (1999)