Ciekawe ilu z Was słyszało kiedyś nazwę Fatima Hill? Z pewnością niewielu, gdyż po pierwsze zespół pochodzi z Japonii, której obywatelom parającym się metalem ciężko się przebić poza swój kontynent (oczywiście są też wyjątki typu Sigh), a po drugie swoje najlepszy wydawnictwa zespół nagrał w „okolicach” przełomu wieków. Na szczęście są ludzie, którzy troszczą się o to, by pamięć o zespołach godnych uwagi w narodzie nie zginęła.
Pierwsze „oględziny” „Aion” nie wywołały u mnie pozytywnego wrażenia. Niezbyt intrygująca okładka, toporne logo oraz liczne przesłanki wskazujące, że zespół para się metalem chrześcijańskim sprawiły, iż przesłuchanie niniejszego wydawnictwa baaaaaarrrrrrdzo odwlekałem w czasie. Kiedy jednak przesłuchałem już wszystkie „perełki” typu Ancient czy krajowe Mutilation trzeba było zetrzeć kurz z „Aion”. Warto było.
Fatim Hill grają coś, co w wielkim skrócie można określić jako progresywny, przestrzenny heavy metal w średnich tempach z domieszką doom metalu i bombastycznymi klawiszami. Niby nic wyjątkowego, wszak mieszanie muzycznych gatunków ostatnimi czasy stało się dość modne i popularne, jednak Fatima Hill robią to w sposób wyjątkowy – charakterystyczny dla kontynentu, z którego pochodzą. Już same melodie (niebezpiecznie zbliżające się do pasa granicznego banału i charakterystycznej dla Japonii popowej słodyczy, na szczęście tej granicy nie przekraczające) sprawiają, że średnio wyrobiony słuchacz nie powinien mieć wątpliwości, że za „Aion” nie stoją Amerykanie czy Europejczycy.
Ponadto zespół prezentuj iście azjatycką dbałość o szczegóły. Album opatrzony jest znakomitym brzmieniem uwypuklającym wyjątkowość (przynajmniej w naszej strefie czasowej) muzyki. Świetny warsztat instrumentalistów, którzy od czasu do czasu raczą nas znakomitymi solówkami. Czynią to nie tylko gitarzyści, ale także niejaki Takamichi Koeda obsługujący keyboard. Samo brzmienie i sposób wykorzystania instrumentów klawiszowych również zasługuje na podkreślenie. Klawisze na recenzowanym albumie nawiązują swoim brzmieniem zarówno do rocka lat 70-tych jak i do rodaków Fatima Hill tworzących np. w Kadenzza czy Sigh. Fakt ten sprawia, że muzyka nabiera wyjątkowo ekspresyjnego charakteru, co mi osobiście bardzo pasuje.
Jest tylko jeden element składowy muzyki zawartej na „Aion” (jednak niezwykle istotny), który może Wam odebrać całą radość z obcowania z Fatima Hill – wokalistka. Pani Yuko wydziera się momentami w rejestrach trudno akceptowalnych dla co bardziej wrażliwych słuchaczy. Momentami jej wokale przypominają zawodzenie życiowej partnerki Kermita. Jeżeli jednak przebrniesz kilka razy przez całą zawartość i postawiony gdzieś przy głośnikach kubeł na wymiociny się nie zapełni jest szansa, że polubisz Fatima Hill. Ja osobiście, po licznych mdłościach i zawrotach głowy, nie tylko zaakceptowałem wokale na tej płycie, ale z uwagi na ekspresyjny śpiew w/w nie wyobrażam sobie już muzyki Fatima Hill bez Yuko. Ocena: 8/10
Tracklista:
1. Ares Dragon 2. Babel Dune 3. The Black Bat 4. Aeon 5. Ultimata 6. Other 7. Stigmata 8. The Song For Beatrice Part 3 (The Seven Songs)
Wydawca: World Chaos Production (2002)