Choć tego dnia termometry wskazywały jedynie parę kresek powyżej 0°C, koszulki z logiem zespołów Epica i Powerwolf dominowały w kolejce oczekującej na wejście do sali koncertowej Turbinenhalle, gdzie potężna dawka "metalowej adrenaliny" miała rozgrzać do czerwoności zziębnięte ciała wiernych fanów. Tak długiej kolejki oczekującej na wejście do klubu już dawno nie widziałem....trzeba było wykazać się nie lada cierpliwością i wytrwałością by dostać się do środka
Nie wiem czy sam organizator nie spodziewał się takiej frekwencji, czy po prostu zawiodła organizacja - bowiem kiedy większość stała jeszcze na mrozie, punktualnie, ale za to przy prawie pustej sali rozpoczął grać pierwszy zespół - Beyond the Black. W sumie to już taka niewdzięczna rola przypadająca tym, którzy mając nie wiele niż 30 min. na występ wcielają się w rolę rozgrzewaczy. Ale w tym przypadku mimo punktualnego przybycia na koncert wielu z uczestników nie otrzymało tej szansy, by móc brać udział w występach wszystkich zespołów. Szkoda dla Beyond the Black, gdyż zasłużyli zapewne na baczniejszą uwagę. Właśnie w Oberhausen chcieli zaprezentować się w całkowicie zmienionym składzie, w którym właściwie z poprzedniego pozostała jedynie wokalistka Jennifer Haben. Ponadto na krótko przed rozpoczęciem trasy koncertowej wydali specjalną edycję drugiej płyty z dodatkowymi, czteroma kawałkami. To był niestety krótki i prawie niezauważalny występ - nie z winy wykonawcy- gdyż ci nie zważając na małą frekwencję zaserwowali rzetelne show.
Dopiero w trakcie przerwy sala zapełniła się do granic możliwości i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Każda wolna przestrzeń, zarówno pod sceną jak i na balkonach była zajęta. Dla tych, którzy do hali dostali się w końcowej fazie, oznaczało bardzo złą widoczność. Wreszcie po niekończącej się przerwie zgasły światła i rozległy się pierwsze dźwięki intra - muzycy zespołu Epica wchodzili kolejno na scenę. Sporo było już tych koncertów w wykonaniu Holendrów, w których mogłem uczestniczyć, ale za każdym razem ich występ jest inny niż poprzednie, za każdym razem są klasą samą w sobie. I tym razem nie było inaczej...Wejście było mocne i imponujące "Edge of the Blade" zagrali tak, że krew zagotowała się w żyłach, a ze sceny buchał żar iskier - nie tylko z gitar muzyków, ale też z towarzyszącemu temu utworowi popisowi pirotechnicznemu. Potem było tylko goręcej - wokalistka Simone Simons nie tylko prezentowała cały wachlarz swoich zdolności wokalnych, ale też uśmiechem i miłymi słowami zjednała sobie niejednokrotnie serca publiczności. A takie kawałki jak np.: "Dancing in a Hurricane", czy "Cry for the Moon" były nie tylko brawurowo wykonane, ale i rozgrzały publiczność do czerwoności. Z kawałka na kawałek stwarzali pełne napięcia widowisko, grając z werwą i dostarczając wspaniałej zabawy. Szczególnie ruchliwy był klawiszowiec, który dzięki ruchomemu mechanizmowi swoich keyboardów przemieszczał się po scenie. Doprawdy trudno było ustać w miejscu. A czyż nie o to właśnie chodzi na koncercie? I jeszcze ten sceniczny luz, zadowolenie i uśmiechy na twarzach. Co tu dużo mówić: Epica to naprawdę uosobienie symfonicznego metalu.
01. Intro: Eidola
02. Edge of the Blade
03. A Phantasmic Parade
04. Universal Death Squad
05. The Essence of Silence
06. Ascension – Dream State Armageddon
07. Dancing in a Hurricane
08. Cry for the Moon
09. Unchain Utopia
10. Sancta Terra
11. Beyond the Matrix
12. Consign to Oblivion
A potem po przerwie nastała prawdziwa metalowa uczta. Dekoracja sceny przenosiła nas w ruiny starego zamku, opary dymu, efekty pirotechniczne, wizualizacje świetlne rozbudzały fantazję i potęgowały napięcie oczekiwania. Aż wreszcie zespół Powerwolf pojawił się na scenie witany głośnym, zbiorowym rykiem. Przywitanie było ewidentnie wzruszające dla obu stron, gdyż ceremonia powitalna trwała dość długo. Powerwolf to typowo koncertowy zespół, kładący nacisk na image, dobry kontakt z fanami i niezłą zabawę. Przebój gonił za przebojem, wszystko domknięte było na ostatni guzik i wzorcowo dopracowane - tak by temperatura na widowni ciągle rosła, a emocje gotowały się. I nic w tym złego, fani byli wniebowzięci, a ich euforia niejednokrotnie sięgała zenitu. Było skandowanie nazwy zespołu, wspólne śpiewanie - bez wątpienia Powerwolf było dla większości zgromadzonych największą atrakcją tego wieczoru. Ale dla mnie ten koncert nie był niczym szczególnym. Może dla niektórych te słowa zabrzmią jak herezja - bo w końcu nie był to zły występ - tylko, że gdyby wykluczyć show i całą otoczkę wizualną towarzyszącą temu muzycznemu spektaklowi, to nie pozostało nic co warto by zapamiętać. Powerwolf w świetnym stylu kreuje pomysły wypracowane wiele lat temu przez innych. Od siebie ma muzycznie do dodania bardzo niewiele. Szkoda...
01. Intro: Lupus Daemonis
02. Blessed & Possessed
03. Amen & Attack
04. Army of the Night
05. Dead Boys Don’t Cry
06. Coleus Sanctus
07. Sacred & Wild
08. Armata Strigoi
09. Let There Be Night
10. Resurrection by Erection
11. Kreuzfeuer
12. Werewolves of Armenia
13. We Drink Your Blood
14. Lupus Dei
Bisy:
15. Intro: Agnus Dei
16. Sanctified With Dynamite
17. In the Name of God
Napiszę na zakończenie krótko: to był naprawdę fascynujący wieczór przebiegający w znakomitej atmosferze. Chociaż publiczność była dość pomieszana ze względu na różnorodność stylu reprezentowanego przez Epicę i Powerwolf, to jednakże brać metalowa wiedziała jak się bawić. Dla wszystkich liczyła się zawartość muzyczna i jakość przekazu, gdyż w końcu dla tych emocji spotkaliśmy się wszyscy w Oberhausen!