Ofensywy koncertowej ciąg dalszy. Tym razem dane mi było uczestniczyć w koncercie zespołu, który regularnie wraz z wydaniem swoich kolejnych albumów odwiedza nasz kraj na swoich trasach. Mowa tu o Finach z Ensiferum, którzy mieli zaszczyt wystąpić w czterech polskich miastach w ramach Path To Glory Tour 2018. Zainteresowani sprawą wiedzą, że trwająca obecnie trasa promuje ostatni krążek kwintetu z Helsinek „Two Paths”. Do wspólnego muzykowania zaproszono Kanadyjczyków z Ex Deo. Tę dowodzoną przez Maurizio Iacomo grupę miałem okazje zobaczyć po raz pierwszy, a jako, że ich albumy znam całkiem nieźle, tym bardziej ciekaw byłem ich występu na żywo.
Tuż przed ostatnim gwizdkiem, używając terminologii piłkarskiej, dokooptowano włoski Wind Rose. Nie miałem okazji słyszeć nigdy przedtem twórczości tego zespołu, zarówno na płytach ani tym bardziej na żywca, niemniej byłem nader ciekaw czy będzie to zapchaj dziura czy też coś wartego uwagi.
Na szczęście wyszło na drugie i otwierający całość Wind Rose wypadł całkiem dobrze. Każdy z wymienionych zespołów promował swój ostatni album i ta sytuacja bez wyjątku tyczyła się chłopaków z Italii. W ich przypadku chodzi o wydawnictwo „Stonehymn”, które ukazało się w zeszłym roku i z tego co patrzyłem, zostało dość ciepło przyjęte zarówno przez krytyków jak i zwykłych słuchaczy, którzy ocenili ten album bardzo pozytywnie. Widać było, że power/heavy metal z folkowymi wstawkami podoba się publiczności, która to z numeru na numer coraz bardziej zaludniała salę koncertową w Zaklętych Rewirach. Zarówno utwory zawarte w ostatnim krążku jak i kompozycje wcześniejsze broniły się całkiem dobrze. Dobre melodie, chwytliwe refreny to cechy którymi Wind Rose może się śmiało pochwalić. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że jeszcze o nich usłyszymy.
Swego czasu czekałem na Kataklysm, a tu proszę, zamiast tego (oczom nie wierzyłem) do stolicy Dolnego Śląska przyjechała inna, lekko poboczna formacja Maurizia. O tym, że i Kataklysm odwiedzi Wrocław dowiedziałem się troszkę później, aczkolwiek uśmiech na mojej twarzy pojawił się dość spory, gdy do mojej wiadomości dotarła owa informacja. Jako, że Ex Deo znam od początku pojawienia się na scenie muzycznej to chciałem i wierzyłem w to, że jakość płytowa przeleje się na jakość koncertu jaki mieli zagrać w Zaklętych. Tak się właśnie stało. Moc, potęga jaka biła ze sceny były nie do opisania. Set, ku mojemu zaskoczeniu, składał się z numerów zawartych we wszystkich trzech płytach zespołu. Jako że jest to trasa promująca „The Immortal Wars” to też ten krążek zdominował setlistę, jednakże w tym wypadku nie ma tego złego. Rzym i jego historia począwszy od jego założenia, poprzez Caligulę, do wojny z Kartaginą – te tematy przewijały się poprzez utwory Ex Deo. Uwielbiam ten typ grania, gdzie siła uderzenia, znakomite melodie plus potężny wokal dają wrażenie czegoś wielkiego, a taki moim zdaniem był występ Ex Deo. Numery takie jak „The Rise Of Hannibal”, „I Caligula” czy „The Roman” dają temu dobitne potwierdzenie. Minus występu Kanadyjczyków był tylko jeden, grali za krótko, albowiem 8 sztuk to zdecydowanie za mało. Jako bezpośredni support przed Ensiferum powinni dostać z 15 minut więcej. Życie.
Zazwyczaj, bo rzadko kiedy zmęczenie daje o sobie znać na tyle, że po koncercie obieram azymut dom, czekam na podpisy w lokalu, w którym gig się właśnie odbył. Tym razem było zupełnie inaczej, albowiem ktoś z zespołu, tudzież jego otoczenia użył mózgu w bardzo właściwy sposób. Mianowicie przy stoisku z merchem mogliśmy przeczytać, że główna gwiazda wieczoru pojawi się po występie Wind Rose przy tymże stoisku celem podpisów, zdjęć itd. Tak też się stało i sprawa była załatwiona. Raz, nie musiałem czekać nie wiadomo ile, a dwa szybciej byłem w domu, nie mówiąc o osobach spoza Wrocławia. Taki pomysł jest naprawdę godny polecenia dla każdego bandu, jeśli chodzi o występ w klubie.
Sam koncert, jak zwykle, jeśli chodzi o Ensiferum był znakomity. Po prostu lubię ich twórczość, która na płytach brzmi zacnie, a na żywo jeszcze lepiej. Zaczęli dość przewidywalnie, jak promocja, to promocja. Intro w postaci „Ajattomasta Unesta”, a zaraz po tym „For Those About To Fight For Metal” i tytułowy „Two Paths”. Wartym podkreślenia elementem jest fakt, że ci sympatyczni Finowie zagrali utwory ze wszystkich płyt jakie do tej pory nagrali, za co należą się słowa uznania. Kolejno poleciały „Heathen Horde”, „King Of Storms”, „Wanderer”, Twilight Tawern”. Podczas trwania koncertu niestrudzony Petri Lindroos niczym prowadzący doping nawoływał publiczność do żywiołowej reakcji, co oczywiście uzyskał za każdym razem. Zabawa trwała na całego.
Czas mijał przesympatycznie, dodatkowym plusem było poznania równie przesympatycznych Włochów, z którymi po koncercie mogłem zamienić kilka słów na temat muzyki. A i za kołnierz chłopaki nie wylewali, a to się ceni. Jeśli o mnie chodzi nie mogło zabraknąć mojego ulubieńca w dyskografii Ensiferum, czyli „Lai Lai Hei” i nie zabrakło. Występ uzypełniły „Treacherous Gods”, „In My Sword I Trust”, „The Longest Journey”, „Way Of The Warrior”, „Into Battle” oraz zagrany na bis „Iron”.
Było zacnie, a słowa znajomego, że Zaklęte Rewiry to wymarzone miejsce na tego typu koncerty znalazły tamtego dnia potwierdzenie. Mam nadzieję, że przy następnej płycie Finowie również nie pominą nie tylko Polski, ale i Wrocławia na swojej trasie, albowiem na kolejny ich przyjazd stolica Dolnego Śląska z pewnością zasłużyła.
Ocena szkolna: 5.
Organizator: P.W. Events
Dziękuję za uwagę.