Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Enemite - Wuyuan

Internet jest genialnym wynalazkiem - zawsze tak twierdziłam i obecnie utwierdzam się w tym przekonaniu. Gdyby nie on, wyszukiwanie informacji byłoby znacznie utrudnione. I gdyby nie on, w życiu nie dowiedziałabym się o istnieniu tej płyty. Rytualny dark ambient, zwłaszcza pochodzący z tak egzotycznego miejsca jak Chiny, nie jest bowiem czymś, z czym przeciętny człowiek styka się na co dzień.
Od razu uprzedzam, że muzyka zawarta na "Wuyuan" może być dla przeciętnego europejskiego ucha szokiem. Nie przypominam sobie, bym przedtem słyszała cokolwiek, co swoim brzmieniem chociażby trochę przypominało muzykę zawartą na tej płycie. Li Chao pełnymi garściami czerpie ze swojej ojczystej muzycznej tradycji - począwszy od harmonii, poprzez rytm, skończywszy na instrumentarium. Na osobną wzmiankę zasługuje lekko zachrypnięty wokal, przechodzący od skrzekliwych recytacji w krzyk. Za każdym razem przyprawia mnie o gęsią skórkę, potęgując już i tak złowieszczy klimat tego nagrania i zaskakując siłą ekspresji. To wszystko składa się na chyba najbardziej chorą, zimną, ponurą, przerażającą, ale i perwersyjnie fascynującą muzykę, jaką miałam okazję w życiu słyszeć.

W klimat całości wprowadza już "Intro - The Resentment" - zwodniczo spokojny utwór, oparty w większości na dysonansach między podkładem muzycznym a fletem oraz na sporadycznych uderzeniach perkusji.

Następny jest "The Head Stream - River Of Death" - niesamowity utwór, którego nigdy nie mam dość. Rozpoczyna się on głosem rogu, następnie jednocześnie wchodzą cymbały i wokal Li Chao, chwilę potem jakiś nieznany mi instrument szarpany. To trwa przez trzy minuty, po czym, przy minimalnym podkładzie muzycznym, Li Chao na przemian coś mówi tym swoim złowieszczym głosem, po czym się śmieje i tak na przemian, by w końcu na powrót weszły cymbały. Ten utwór naprawdę potrafi wprowadzić w trans!

"Blaspheming The Sutra - Disconcerted Mourning Recollection" znów zwalnia, bezlitośnie utrzymując słuchacza w stanie niepokoju graniczącego ze strachem. Dźwięki rogów, przypominające odgłosy wydawane przez wygłodniałe bestie wraz z pojedynczymi dźwiękami cymbałów przywodzącymi na myśl spadające krople deszczu, wprowadzają nieprzyjemne uczucie dysonansu. Później następuje zwolnienie niczym przy wyczerpującej się baterii w walkmanie, by na końcu przejść w tło dźwiękowe, urozmaicane słabymi odgłosami przypominającymi nieco ludzki płacz.

"Beckoning The Pneuma - Malefic Roots" zaczyna się uderzeniami w talerze oraz dziwnymi, otchłannymi odgłosami. Potem wkracza pełen jadu wokal wraz z akompaniamentem podkładu, tworzonego znów za pomocą jakiegoś instrumentu szarpanego. Nagle w pewnym momencie następuje chyba najbardziej niepokojący fragment utworu - cisza przerywana jedynie dźwiękami rogu, a pod koniec znów pojawia się wokal oraz, chwilę później, akompaniament, wzbogacony już o bardzo wysokie, niemal piskliwe dźwięki rogów.

W "Sepulture Of All Imago - The Anathema” początkowo słychać jedynie głęboki, bulgoczący dźwięk wraz z melodią fletu. Później przez resztę utworu przewija się podkład okraszony znanymi już z wcześniejszych utworów pojedynczymi dźwiękami cymbałów i wzbogaconymi później wysokimi dźwiękami rogów. Oczywiście towarzyszy temu wokal, ciągnący się jeszcze chwilę po całkowitym wyciszeniu muzyki.

Zaś w "Lake Of Mirror - Passing Bell To My Son" na podkład przypominający płynącą wodę w rzecze nałożone są uderzenia w różnego rodzaju instrumenty perkusyjne i powtarzający się co jakiś czas odgłos rogu. Całość jest właściwie odpoczynkiem (o ile przy takiej muzyce można w ogóle mówić o odpoczynku!) przed następnym utworem.

"The Ancient Scintilla - Lathsome Of Fury" nie zna litości. Utwór opiera się na szaleńczej wręcz sekcji rytmicznej, wspomaganej dźwiękami instrumentu, którego nie potrafię rozpoznać oraz okazjonalnymi uderzeniami w talerz. Dwie minuty przed końcem pojawia się wokal - tutaj Li Chao daje z siebie wszystko, zdzierając sobie niemal gardło. W pewnym momencie krzyczy tak przeraźliwie, że słuchając tego, odczuwa się coś na kształt fizycznego bólu.

Po tym szaleństwie następuje "Outro - The Enmity" - utwór w wyraźny sposób nawiązujący pod względem muzycznym do "Intro", choć zagrany w innej tonacji, z jednostajnym rytmem i obco brzmiącymi melodiami wygrywanymi na flecie, wprowadzającymi znów te niesamowite dysonanse znane z intro. Daje to wrażenie cykliczności i jest naprawdę znakomitym zakończeniem tej całości.

"Wuyuan" jest znakomitą płytą w swoim gatunku. Przy w gruncie rzeczy niezbyt skomplikowanej muzycznej strukturze, tak naprawdę ani przez moment nie pojawiło się u mnie uczucie znudzenia. Li Chao okazał się być mistrzem w utrzymywaniu słuchacza w stanie wiecznego napięcia, częstokroć podszytego strachem – strachem budowanym na nieznanym, na zupełnej odmienności chińskiej tradycji muzycznej, na tekstach wykrzykiwanych po chińsku i tym samym pozostających dla mnie tajemnicą, na nieprzewidywalności.

Słuchanie "Wuyuan" boli, czasami nawet bardzo, ale nie jest to wadą. Przesłuchanie tej płyty utwierdziło mnie w przekonaniu, że muzyka aspirująca do miana mrocznej tak ma właśnie działać na słuchacza, ma wywoływać ból i strach, o czym się często zapomina. I pod tym względem to nagranie jest kwintesencją mroku.

Wydawca: Dying Art Productions (2005)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły