
O ile na swoją pierwszą płytę Defleshed pracował pięć lat, o tyle druga poszła jak z płatka i ukazała się rok po debiucie. Nosi tytuł „Under The Blade” i została wydana przez tą samą wytwórnię Invasion Records. Nagrali ją ci sami ludzie, choć skład uszczuplił się o jednego gitarzystę. We trzech jednak też dali radę nagrać kawał gniotącego death metalu.
Defleshed jest brudny i surowy w brzmieniu, co jest jego bardzo widoczną cechą. Może przez to nie sprawia wrażenia dopiętego na ostatni guzik, ale nadaje to gnuśności oraz pierwotności całemu przekazowi i wiąże się z takim lekkim garażowym posmakiem. Zresztą cała muzyka na „Under The Blade” jest bardzo bezpośrednia i mało wyrafinowana, co stawia ją w gronie tych wiernych założeniom i początkom szwedzkiego death metalu. Jest więc obskurnie, ciężko i brutalnie. Perkusja potrafi całkowicie zalać bombardowaniem pędzące riffy i wiele jest naprawdę mocnych momentów. Taki „Metallic Warlust” to jest cios totalny, wyróżniający się może nawet trochę takim thrash/black metalowym posmakiem. Ale taka wojna dzieje się tu cały czas. Sieczkarnia pracuje pełną parą i jatka jest konkretna, choć zdarzają się i momenty płynniejszego grania, gdzie riffy bardziej się rozwijają. Wciąż jednak jest szybko i uderzająco, a wszystko odbywa się w gęstwinie gitar i odmętach wirującej stęchlizny.
Taki właśnie stęchły jest również wokal Gustafa Jorde. Jest niski, ale ma w sobie wiele zdartej rykliwości. Tak gdzieś pomiędzy Marcem Grewe z Morgoth, a Martinem van Drunenem z Asphyx. Potęguje więc wrażenia muzyczne i nadaje im dodatkowego zgiełku, choć sam w sobie jest dość zrozumiały. W takim „Eat The Meat Raw” można nawet wyłapać, że tekst jest rymowany. Gitarowo najciekawiej prezentuje się „Cinderellas Return & Departure” z ciętymi i chwytliwymi zagrywkami, a najbardziej charakterystyczny jest numer tytułowy, w którym występują klimatyczne zwolnienia i śpiewany chórkami tytuł w refrenie. Nawet cover Destruction mniej odróżnia się od całości, gdyż zrobiony jest na własną modłę i od reszty zupełnie nie odstaje, choć na pewno da się tam usłyszeć więcej tej gitarowości i thrashowej skoczności..
Kawałek „Under The Blade” to jedyne, choć drobne i fragmentaryczne, odstępstwo od stu procentowej death metalowej surówki. „Under The Blade” to płyta doskonale obeznana z tematem i świetnie się czująca w swoim własnym smrodzie. Dlatego nie szuka nowych rozwiązań, a po prostu napierdala swoje, nie oglądając się na innych. Można z niej czerpać wiele radości, bo granie jest bardzo solidne i wstydu gatunkowi na pewno nie przynosi, a wręcz przeciwnie, stanowi jego oblicze i pokazuje jak tym całym hałasem można skutecznie walić po pysku.
Tracklista:
01. Farewell To The Flesh
02. Entering My Yesterdays
03. Eat The Meat Raw
04. Sons Of Spellcraft And Starfalls
05. Metalbounded
06. Under The Blade
07. Thorns Of A Black Rose
08. Cinderellas Return And Departure
09. Walking The Moons Of Mars
10. Metallic Warlust
11. Curse The Gods (Destruction cover)
Wydawca: Invasion Records (1997)
Ocena szkolna: 5-