Dead Moons Grey pochodzi ze Stanów Zjednoczonych a dokładnie z Tennessee i jest to ich trzecia płyta. Swoja muzykę określają jako appalachian metal, czyli mieszankę metalu, rocka i bluesa, co ma odzwierciedlać ponoć życie i kulturę ich regionu.
Płyta jak płyta, nie odrzuca, ale jakoś specjalnie nie zachwyca. Wokal przypomina ostro pijanego Elvisa, tudzież kowboja wyjącego do butelki piwa, ale o dziwo jest całkiem interesujący. "Savoir" muzycznie kojarzy mi się z country, trochę w stylu "Mama Said" znanego zespołu, którego nazwy nie muszę wymieniać.Poza tym utwory są stosunkowo podobne do siebie, surowe i bez specjalnych innowacji. Ot takie sobie garażowe granie. Nudzi się po dość szybkim czasie.
Niewątpliwie jednak oddaje klimat amerykańskiego baru mieszczącego się w jakimś zapomnianym stanie, daleko od "ucywilizowanej" Ameryki.
Właściwie ciężko jest mi przyrównać Dead Moons Grey do jakichś innych zespołów. Sami twierdzą, że spodobają się fanom Black Label Society, Pantery oraz Down, ale to już wyżej wymienieni fani powinni sami ocenić.
Tracklista:
01. Visions
02. Hazard
03. Mother Truth
04. Savoir
05. Epiphany
06. Pete
07. Knuckles In The Wind
08. True Colors
09. Let Go
10. Cast
Wydawca: Soundmass (2010)