Aventyr są z Norwegi i właśnie w tym roku nakładem Mighty Music wyszła ich płyta zatytułowana „Driven”. Wystarczył rzut oka na zdjęcie we wkładce i od razu zapaliła się w głowie czerwona lampka. Kolesie wyglądają na jeden z dwóch obozów: homo niewiadomo stworzeni przez mistrzów kreacji kiczu albo prawdziwi, przesiąknięci do szpiku alkoholem i innymi używkami rockerzy, którzy w czterech literach mają to co sobie o nich ten czy ów pomyśli. Na chwilę obecną skłonny jestem przyporządkować ich do drugiego obozu i zdecydowanie dać Aventyr zielone światło na drodze do mojego odtwarzacza.
„Driven” to porcja znakomitego, zadziornego i aroganckiego do kwadratu rocka spod znaku buzującego testosteronu i wykałaczki w zębach. Goście z Aventyr grają tak, jakby do tego co najlepsze w Velvet Revolver dołożyli arogancję i pewność siebie (jakby w Velvet Revolver jej brakowało) Billego Idola, energię i radość grania Volbeat oraz szczyptę patentów gitarowych oraz wokalnych znanych z dorobku grup heavy oraz thrash metalowych z Halford („Trouble”) i Metallica („Betrayed”) na czele. Jednym słowem „Driven” to ogień, a właściwie trwająca nieco ponad pół godziny pożoga, która nikogo lubiącego gitarowe granie nie pozostawi obojętnym. Jeżeli mieliście ciężki dzień albo potrzebujecie zastrzyku energii po przebudzeniu odpalcie ten album, a zapewniam, że po trzech numerach wszystko minie. „Driven” powinni sprzedawać w aptekach lub sklepach zielarskich jako antydepresant, oczywiście bez recepty bo czy znakomita muzyka może komuś zaszkodzić? Nie wyobrażam sobie by rock mógł być bardziej chwytliwy i energetyczny niż ma to miejsce na najnowszym albumie Aventyr. Jeżeli nie jest to dla Was wystarczającą rekomendacją to trudno, Wasza strata. Ja idę słuchać „Driven”.
Ocena: 9/10
Tracklista:
01.Driven
02.Betrayed
03.Trouble
04.Tomorrow
05.Torpedo
06.Crazy Roads
07.Outside
08.Delirious
09.Empty Bottles
10.Wanted
Wydawca: Mighty Music (2013)