Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Opowiadania :

ciche dramaty osiedlowe

Moczy mi dywan. Sąsiad z góry znów sika na mój sufit.
Więcej chcę cię brać. Z garści do garści, wpychać do kuferka, zalepiać przestrzeń pokoju. Wyrywać ci oddechy z gardła słodkie słowa. Rzygaj. Zmiętoszę ci twarz wieczorem. Na dobranoc. Zedrę stanik, wygnę nogi, zliże ci linie papilarne, pieprzyki, blizny, zmarszczki. Jesteś teraz jeszcze bardziej bezimienna niż ja. To dobrze, pasujemy kolorami. Będziemy miały rocznicę, to już setna spocona pościel. Lampa z zadymioną żarówką, parzy cię? Parzy kochana? Gdy zgniatasz ją udami wygląda jak kryształki lodu. Tak łatwo jest przemycić coś pięknego we własną chwilę. Rano zwijam kłęby twoich włosów. Nie warto nikomu zbyt mocno ufać, później można stracić impet w pięściach. Zbyt lekko się wtedy uderza w znienawidzone policzki. Pociąga to za sobą wyrwy w pewności siebie i świadomości dobrego dnia oraz dobrego ułożenia ciała. Ciało mówi. Sonetami, ciągami, algorytmami, symfoniami. Delikatnie frunie unosząc się tuż nad betonowym chodnikiem. Wygina w grymasie bólu brzuch w tych, głowę w przód, ramiona do środka. Usta krzyczą i to są kiczowate portrety z galerii na rogu. Ciało jest tylko w klatce na obrazie, albo na zdjęciu. Bo ciało patrzy wtedy na siebie i myśli 'ooo ciało widzisz ciało !' i wtedy wie, że istnieje. Wtedy się gnie, wyciąga jak kocur, mruczy, pogwizduje zaczepnie. Śmieje się.
Więcej
Komentarze
nida : dr faustus oczywiście myślę, że to możliwe z racji zbyt dużego pr...
nida : droga kontragekon odczuwam chorą satysfakcję z Twojego przeczytania t...
kontragekon : A mnie naprawde szczerze sie nie podoba. Wole juz Maslowska albo Dieniezkin...