„Nazywamy się Victory Vain, jesteśmy z Wrocławia i łoimy Death Metal z kobiecym growlem” takimi słowami rekomendowali swoją kapelę sami muzycy. Już widzę te rozwścieczone twarze feministek i innych „walczących o równouprawnienie”, którzy zaraz zaczną rzucać na prawo i lewo, że to już zakrawa na przedmiotowe wykorzystywanie kobiet i tym podobne bzdety. Z uwagi na dość skromny udział płci pięknej w tworzeniu w naszym kraju dźwięków ekstremalnych posiadanie w składzie niewiasty nadal jest atutem nie do przecenienia i nie wykorzystanie go stanowiłoby grzech ciężki o ponad tonowym parametrze. Fakt ten podziałał nawet na mnie i zamiast zabrać się za słuchanie „Rise My Head” za jakieś dwa, trzy tygodnie postanowiłem lekko zrewidować swoje plany i wrzucić ten krążek do kieszeni odtwarzacza zaraz po jego otrzymaniu.