Piękne sierpniowe popołudnie to było, gdy Pomorze spłonąć miało w ogniu black metalu. Miały być stosy, hordy, masakra i pożoga. Idąc pod gdyńskie Ucho nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jak na mroczną ucztę godzina 18:00 wydaje się niezbyt odpowiednia - słonko świeci, niebo niebieskie i tak dalej. Nie było jednak sensu później zaczynać, bo z Ucha po 23 trudno się wydostać, komunikacja miejska szwankuje. Pomerania Shall Burn zakończył się więc krótko po dobranocce, nawet nietoperze jeszcze dobrze nie wyleciały na żer, a zamiast żarłocznego pożaru zebranym dostało się ognisko.