Wyszedł z domu. Po schodach w dół szarej, obskurnej klatki, w dół wokół ciemności nieodpartej, nierozświetlonej nawet pomarańczowym światłem zacinającej się żarówki… Przywykł dawno do takiej scenerii, nie robiła więc ona na nim żadnego wrażenia. Popchnął z rozmachem metalowe drzwi i wchłonęła go mroźna, lepka mgła zmieszana, jak zawsze o tej porze roku, z dymem kominów, sadzą i stęchlizną. Panowała cisza, tylko gdzieś w górze unosił się smętny dźwięk wiolonczeli, a może to były skrzypce?
Komentarze nomay : Interesujące...zaiste... Choć wstęp rozbudowany, akcja rozpoczyna...
czuczaczek : Hmm... A mnie się podoba ta "niedokończona" pointa :)
kontragekon : Moim zdaniem opowiadanie byłoby lepsze, gdyby zniknęła z niego połow...