ile razy powróci do mnie uczucie pustki, zrezygnowania, beznadziejności? ile jeszcze razy będę musiała przez wzgląd na innych, bo przecież nie przez wzgląd na samą siebie dokonać procesu wskrzeszenia do życia, przemierzania kolejnych dni? dlaczego obserwując rzeczywistość, puste twarze ludzi, niezrozumiałe zachowania istot, które samozwańczo przybrały....
ile razy powróci do mnie uczucie pustki, zrezygnowania, beznadziejności? ile jeszcze razy będę musiała przez wzgląd na innych, bo przecież nie przez wzgląd na samą siebie dokonać procesu wskrzeszenia do życia, przemierzania kolejnych dni? dlaczego obserwując rzeczywistość, puste twarze ludzi, niezrozumiałe zachowania istot, które samozwańczo przybrały miano rozumnych wstydzę się i przekreślam jakiekolwiek powiązania z tym społeczeństwem. dlaczego w biegu po codzienność ludzie, a w tym ja zatracili umiejętność dostrzegania szczegółów, drobiazgów, z których przecież składają się tak monumentalne twory? jak to się stało, że człowiek wykrzykujący postulaty o wolności, równości sam sobie, na własne życzenie zakłada klapki na oczy, wtłacza się w ramy, stereotypy, kanony określonych zachowań, które przecież nie mają z wolnością nic wspólnego. nareszcie, jak to się dzieje, że ów "wolny" i "tolerancyjny, liberalny" wręcz człowiek postrzega jako wynaturzenie, wcielone zło, osobę, która wyłamuje się z ustalonych w ramach wolności konwenansów, nie daje się zaszufladkować? skąd we mnie umiejętność odgrywania ról w moim własnym życiu? czy przybierając maski zatracam własne ja, czy może udoskonalam, wyostrzam swój charakter nadając mu pewien kształt, JAKĄŚ barwę, niepowtarzalne cechy?