Są takie momenty w życiu, że wydaje mi się, iż zrobiłam coś strasznego. to niesprawiedliwe byłoby, umieszczać mnie tu Nic gorszego chyba nie ma od mieszkania na wsi zabitej deskami... Niedaleko stolicy, co z tego, godzinę trzeba jechać! Ah! Może dla kogoś, kto jest dresem lub pokemonem mieszkanie tutaj to radocha (daje się to zauważyć - aż 50 osób przed którymi można poszpanować nowiuśką, 12-letnią, używaną przez dziesiątki osób MZtą lub Ogarynką). Jednak im większa prowincja tym większa nietolerancja. Zacofanie sięga zenitu. Aż wierzyć się nie chce, że ludzie opuszczający tą miejscowość coś osiągają. Udaje im się chyba tylko dlatego, że w niej nie zostają. Ciężko jest w roku szkolnym przejść mi ulicą i nie zauważyć krzywych spojrzeń popieprzonych staruszek, albo nie usłyszeć od kogoś ze szkoły że jestem "szatanistką". Przez pierwszy rok to było śmieszne - teraz już mi się znudziło. Najchętniej wysłałabym tą całą dresiarnię i te wszystkie pindzie-bindzie w kosmos (zostawiłabym zaledwie kilka osób). Może to ja przesadzam i może to mnie nic nie pasuje, ale jak sobie słucham opowiadań brudasów ze stolicy gdzie to nie byli i czego nie robili to mnie krew z zazdrości zalewa i szuka ujścia. A ciągle tylko powtarzają:"jeszcze tylko rok, jakoś to przetrzymasz..." jednego nikt nie bierze pod uwagę. Wcześniej w tej szkole była jeszcze jedna brudaska, a teraz zostałam na cały rok sama, pośród obcego, nieznanego stada dresów i pokemonów. Mam ochotę kupić jabola, stanąć przed lustrem i wypić go na raz. Im bliżej początku roku szkolnego, tym mniej mam powodów do śmiechu. Przejechałabym się do Warszawy... Ktoś mnie zaprosi?