Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Relacje :

Zamek Celtic Music Festiwal - Będzin (28-30.08.2009)

Z każdym rokiem festiwal w Będzinie cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Dlatego też jest on jednym z największych folkowych imprez w Europie Środkowej (jak udało nam się dowiedzieć od organizatora). Co grają? Muzykę irlandzką, szkocką oraz bretońską. W tym toku można było zobaczyć na scenie takie zespoły jak znany wszystkim polski Beltaine, walijski One String Loose czy chłopaków ze Startijenn, którzy zjechali na festiwal prosto z Bretonii. Ale dość generalizowania, niech przypomnę sobie jak to było od początku.
Piątek 28.08.09.

Po długim błądzeniu przez zawiłe uliczki Będzina, w których nawet nawigacja się pogubiła, razem z przyjaciółmi dotarłam na miejsce. Ponieważ pierwszy raz zdecydowałam się wybrać na tego typu imprezę, szczególnie ciekawa byłam czy trzydniowe tańce irlandzkie nie doprowadzą mnie do skrajnego fizycznego i nerwowego wycieńczenia.

Pierwsze wrażenie zrobił na nas sam zamek. Tu muszę przyznać, że oświetlenie robi bajkowy efekt. Ktokolwiek lubuje się w tematach mroków średniowiecza, od razu poczułby, że to miejsce dla niego. XIV wieczny zamek nie dość, że utrzymany w doskonałym stanie (jak na ruiny), to udostępniony w całości dla każdego. tylko widok z wieży na jakąś elektrociepłownię lekko przeraża i przypomina o pejzażach typowo śląskich.

Po zwiedzaniu ruin i będzińskiego deptaka, na którym szczególnie zainteresował mnie sklep "świeże jaja i przyprawy" oraz bajkowy świat dla dzieci, gdzie na wystawie można było podziwiać powieszone (dosłownie za szyję) misie, dotarliśmy w końcu do małej sceny koło centrum kultury, gdzie odbywały się pierwsze koncerty i całonocna impreza z bretońskimi tańcami.

Imprezę rozpoczęła wystawa obrazów malowanych akwarelą o tematyce skrajnie irlandzkiej (owce, wrzosowiska, owce, lasy, owce, pola, owce...). Ponieważ zamek sam w sobie nas pochłonął na parę godzin, dotarliśmy dopiero na grające Gwerenn i nocne Fest Noz. Tu zaczynając od dobrego piwa w zadziwiająco niskich cenach szybko dołączyliśmy do tańczącej, dość licznej grupy zapaleńców, którzy szybko nauczyli nas na czym w ogóle te folkowe tańce polegają. Jak się okazuje muzyka rzeczywiście łączy nie dość, że pokolenia, ale też wyznawców różnych subkultur, bo i nawet ci najbardziej oporni i mhroczni dali się ponieść bretońskim tańcom. Sam Gwerenn zapewnił nam skoczne gitarowe rytmy z prowadzącymi delikatnymi melodiami granymi na flecie. Nocne Fest Noz, czyli tańce z przelewanymi litrami piwa zakończyły się pokazem slajdów z dolin, jezior i urokliwych miasteczek w Bretonii.

Sobota 29.08.09.

Dzień przywitał nas typowo szkocką pogodą pełną deszczu i mgły. Nie zraziło nas to jednak przed wybraniem się na warsztaty tańców bretońskich i szkockich organizowanych dla wszystkich chętnych. Pierwsze-bretońskie, drugie-szkockie, dały nam pewność, że tym razem nie będziemy wieczorem nadganiać tych bardziej ogarniętych w klimacie.

Festiwal punktualnie o 17:00 rozpoczął skocznymi rytmami Filids. Niestety poza określeniem ich muzyki jako miłej i przyjemnej, nie za bardzo zapadli mi w pamięci, w przeciwieństwie do grających zaraz po nich Tim O'Connor Band. Tu utwory grane na gitarze akustycznej i flecie z ciepłym męskim wokalem rodem z angielskiego pubu wprawiły wszystkich w taneczny i pozytywny nastrój, pomimo panującej deszczowej pogody. Następnie na scenie pojawił się Johen Vogel, który lekko uśpił nas wszystkich spokojnymi irlandzkimi balladami granymi na harfie. Tu w końcu można też było zaspokoić pragnienie kolejnym piwem, no i zjeść serwowane typowe fast foody cateringowe.

Nie na długo jednak dane nam było porozmawiać przy piwie, ponieważ na scenie zaczęła tańczyć toruńska grupa Beltaine, a zaraz po nich długo oczekiwana gwiazda wieczoru i organizatorzy całego festiwalu w jednym - Beltaine. Dla mnie koncert panów był najważniejszym na festiwalu, dlatego też szczególnie go wyczekiwałam. Tu przyznaję, że nie zawiedli mnie ani przez minutę. Żywiołowe piosenki irlandzkie wykonywane z pasją na gitarach, skrzypcach, akordeonie i fletach z dodatkiem świetnego wokalu udowodniły, że polski Beltaine potrafi porwać do tańca każdego. Moim zdaniem (i nie tylko moim ) był to najlepszy koncert z całego festiwalu. Panowie zagrali także utwory, które są mi szczególnie bliskie jak An Astrailhad, Całuski Pastora czy Mary B.

Wieczór zakończył bretoński zespół Startijenn, z którego obecności na festiwalu organizatorzy byli szczególnie zadowoleni. Muzycy nie pozwolili publice odpocząć ani na chwilę i w końcu każdy mógł poskakać pod sceną w typowo bretońskim stylu. Panowie okazali się być naprawdę utalentowanymi muzykami grającymi na akordeonie, skrzypcach, flecie i bombardach, a cały ich koncert w mojej prywatnej klasyfikacji znalazł sie na drugim miejscu zaraz po Beltaine.

Koncerty zakończyły się równo o 23:00 i udaliśmy się wspólnie na tzw. "after party" w Centrum Kultury, gdzie odbywało się jam session grane wspólnie przez wszystkich muzyków niemalże do rana.

Niedziela 30.08.09.

Słoneczny poranek niestety nie dobudził mnie na tyle wystarczająco, żebym zdążyła na warsztaty tańców irlandzkich (na ironię na tych najbardziej mi zależało...), więc po śniadaniu udaliśmy się na zamek, żeby pod brzozami na trawie nacieszyć się ostatnimi chwilami lata przy irlandzkich nutach. Na scenie muzycy już od wczesnego południa stroili sprzęty i przygrywali. Sesję koncertów tego dnia rozpoczął St Patric's Day i zaraz po nim Greenwood. Cały dzień potoczył sie typowo niedzielnie, czyli spokojnie, a nawet chwilami nudno. Przede wszystkim dobór repertuaru (albo artystów tego dnia) był bardzo monotonny. Tego tez dnia na festiwalu pojawiło się dużo piknikujących rodzin średnio zaprzyjaźnionych z tematem irlandzkich tańców. Zespoły grające do wieczora umilały tu szalejącym dzieciakom i rodzicom radosne pogawędki przy piwie. Na szczególną uwagę jednak zasługuje zespół Danar, którego prześliczny damski wokal niesamowicie mnie urzekł. Wokalistka, będąca jednocześnie flecistką i gitarzystką, oraz okazjonalnie pomagająca sobie tamburynem i innymi instrumentami porwała moją uwagę bez reszty dla innych. Fakt, że był to kolejny zespół grający przede wszystkim ballady ( albo to tylko moje wrażenie), natomiast te były szczególnie urzekające.

Jako ostatni tego dnia na scenę weszli Walijczycy z One String Loose, którym udało się jak gdyby na koniec festiwalu porwać tłum do tańca. Energicznie grane piosenki pozwoliły nam na ostatnie chwile nacieszenia się nowo zdobytymi umiejętnościami w tańcach szkockich i bretońskich zmiksowanych wedle uznania.

Zauważyłam tego dnia, ze na scenie chyba przez cały dzień pozostawała flecistka zespołu... no właśnie którego? Danar, Greenwood czy może Gwerenn? W każdym razie zasłużyła na mój wielki podziw za niesamowite zdolności gry na flecie i mandolinie.

Festiwal zakończył się równo o 23:00 a my zmuszeni byliśmy zebrać się do domu, bo poniedziałkowy poranek zbliżał się niemiłosiernie...

Podsumowując festiwal w ogóle, jestem przekonana, że za rok tam wrócę. Przede wszystkim chyba ze względu na muzykę graną w połączeniu z wykonywanymi tańcami irlandzkimi przez Beltaine, Elorien czy Eliriu w przerwach (np. podczas gdy kolejne zespoły się instalowały na scenach, ale też w trakcie koncertów). Jeśli chodzi o samą organizację festiwalu, to poza trochę słabym cateringiem nie mam tu nic do zarzucenia, a panom z Beltaine życzę powodzenia w przyszłorocznej organizacji festu. Mam tylko nadzieję, że warsztaty taneczne będą albo mniej liczne, albo podzielone na więcej grup, ponieważ w tym roku było jednak zbyt tłoczno.

Najlepsze koncerty: Beltaine i  Startijenn. Grupa taneczna: Toruński Beltaine. Koncerty, które najmniej zapadły mi w pamięci: Filids i Greenwood. Pozostaje tylko czekać do przyszłego lata i festiwalu na zamku, może wtedy nie prześpię warsztatów z tańca irlandzkiego...
http://www.darkplanet.pl/modules.php?name=usergallery&op=show_photo&id=79966
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły