Po nagraniu 5 albumów w jednakowym składzie, w Testament pojawiły się pierwsze roszady personalne. Zespół opuścili Louie Clemente oraz Alex Skolnick, który z płyty na płytę wykazywał coraz mniejsze zainteresowanie thrash metalem, a coraz większe jazzem i heavy metalem. W jego miejsce zespół zwerbował wszędobylskiego wirtuoza Jamesa Murphy. O wiele większe problemy były jednakże ze znalezieniem perkusisty, którym na okres nagrania płyty został John Tempesta. Zadaniem "nowego" składu było odbudowanie szacunku i zaufania fanów, które zespół stracił nagrywając coraz lżejsze albumy. Czy "Low" sprostał oczekiwaniom? I tak i nie.
Najbardziej pozytywny jest fakt, ze zaszło sporo zmian w muzyce, a zespół w żaden sposób nie podążył ścieżką wytyczoną przez "The Ritual" czy "Souls Of Black". Nowy narybek miał pełne pole do popisu, co wyraźnie ma odzwierciedlenie w utworach. Po pierwsze, "Low" jako całość jest albumem o wiele cięższym od poprzedników. Kompletnym novum są natomiast growlingi, co najważniejsze - bardzo dobre growlingi. Chuck Billy pokazuje tutaj fantastyczną dyspozycję wokalną, jego czyste partie świetnie przenikają się z tymi bardziej agresywnymi. Murphy, jak na starego deathmetalowego wymiatacza przystało, sypie solówkami niczym z rękawa. Pokazuje zupełnie inne podejście do tego instrumentu aniżeli Skolnick - na "Low" solówki mają mniej eksperymentatorski i popisowy, a bardziej neoklasyczny charakter. Płyta ma kilka naprawdę świetnych numerów, jak chociażby genialna, przepiękna ballada "Trail Of Tears", odrobinę orientalny "Dog Faced Gods", szalenie dynamiczny "All I Could Bleed" czy bardzo poukładany "Legions". Zachwyca także świetne, bardzo czytelne i soczyste brzmienie krążka.Z pozoru wydawać by się mogło, że Testament odrodził się niczym Feniks z popiołów, ale niestety tak pięknie nie jest. Najważniejszym zarzutem jest to, że "Low" jest płytą szalenie nierówną. Obok kilku fantastycznych numerów mamy takie 'gnioty' jak "Ride", "Shades Of War", "P.C." czy naiwny do granic możliwości "Hail Mary". Tutaj pojawia się też kolejny problem - album jest przewidywalny do bólu! Utwory brzmią tendencyjnie, komercyjnie, posiadają niewyszukane melodie, bardzo mało jest jakichkolwiek ozdobników, które byłyby czymś charakterystycznym, czymś co wywindowałoby "Low" ponad przeciętność.
Niestety, piątego krążka Testament się równie szybko słucha jak i zapomina. Otrzymaliśmy album o charakterze komercyjnym - kilka świetnych numerów, kilka kiepsciutkich. Płyta przepadła na rynku w związku z fatalną promocją. Nie jest to album, który trzeba znać, ani tym bardziej mieć, ale warto posłuchać go choćby z tego względu, że jest pomostem pomiędzy tym thrashowym a tym nowszym, bardziej deathmetalowym obliczem zespołu. Pomimo tego, że słychać na tym wydawnictwie rozwój zespołu, to czuje się rozczarowany.
Wydawca: Atlantic Records (1994)
rob1708 : mam na kasecie tylko brak dobrego decka,w okolicach premiery bardzo mi pode...
Harlequin : Do 23 czerwca jestem w czarnej dupie i nawet na słuchanie muzyki mam mn...
luter : Płyta ma "ciąg na bramkę", riffy jak petarda, szybkostrzelna perkusja (w o...