Zakrywając swe chmurne oblicze,
Daję ci któryś już raz przedostatnią
Szansę na pochwycenie ulatującego
Raju bezdennych głębin.
Wydawało ci się, że to iluzji sieć
Zroszona perłową rosą.
Nie chciałeś wierzyć, że przemokniesz
W tak zwyczajny sposób
Nie sądziłeś, że poranna mżawka
Mgławicą położy się na obliczu twoim,
I czoło swe trzymać będziesz musiał,
Żeby już nie upadało komuś pod nogi.
Nadszedł czas potopu oczekiwanego,
Który zniszczył twoje papierowe konstrukcje.
Chciałeś je złapać, posklejać, lecz na ich tle
Sam zupełnie rozmokłeś.
Ja wiem, że przecież nie chciałeś.
Skrupulatnie rozkładałeś parasol.
Zapewne nie podejrzewałeś
Że czczy to gest.
I dzisiaj, kiedy robisz bilanse,
Zdajesz się być pogodzony
Z nowym, bezdomnym losem
Rażącym dotkliwie w oczy.
Daję ci któryś już raz przedostatnią
Szansę na pochwycenie ulatującego
Raju bezdennych głębin.
Wydawało ci się, że to iluzji sieć
Zroszona perłową rosą.
Nie chciałeś wierzyć, że przemokniesz
W tak zwyczajny sposób
Nie sądziłeś, że poranna mżawka
Mgławicą położy się na obliczu twoim,
I czoło swe trzymać będziesz musiał,
Żeby już nie upadało komuś pod nogi.
Nadszedł czas potopu oczekiwanego,
Który zniszczył twoje papierowe konstrukcje.
Chciałeś je złapać, posklejać, lecz na ich tle
Sam zupełnie rozmokłeś.
Ja wiem, że przecież nie chciałeś.
Skrupulatnie rozkładałeś parasol.
Zapewne nie podejrzewałeś
Że czczy to gest.
I dzisiaj, kiedy robisz bilanse,
Zdajesz się być pogodzony
Z nowym, bezdomnym losem
Rażącym dotkliwie w oczy.