Obserwując poczynania Rush, można stwierdzić, że od płyty "2112" każda kolejna jest logiczną kontynuacją poprzedniczki, każda wprowadza odrobinę nowych elementów, które decydują o muzycznym progresie tej formacji. Podobnie jest także z "Power Windows".
W moich oczach "Power Windows" to najbardziej
przebojowy i chwytliwy album grupy, na którym zachowane zostały jeszcze
elementy rocka progresywnego. Słychać, że Kanadyjczycy ulegają powoli
fascynacji poprockiem lat 80-tych, ale skłaniają się do prostego grania.
Bas Geddy’ego Lee szaleje tu, ale partie Neila Pearta i Alexa
Lifesona zostały mocno uproszczone. Nie zmienia to faktu, że Rush
trzyma poziom i nawet w tym bardziej piosenkowym wydaniu wypada dobrze.
Płyta jest mocno przesączona elektroniką, ale akurat w tym wypadku
musze uznać to za atut, gdyż dzięki temu jest w tej muzyce więcej
przestrzeni. Rozczaruje się natomiast ten, kto szuka tu progresywnych
molochów czy mocno połamanego grania. Trio nieśmiale akcentuje swoje
umiejętności nie narzucając się słuchaczowi."Power Windows" to płyta dobra, choć nie dorównująca krążkom z drugiej połowy lat 70-tych. Rush doskonale znalazł granicę pomiędzy graniem dla mas, a dobrym progrockem. Płyty słucha się przyjemnie - możliwe nawet, że jest to najprzyjemniejsza w odbiorze płyta zespołu.
Tracklista:
01. The Big Money
02. Grand Designs
03. Manhattan Project
04. Marathon
05. Territories
06. Middletown Dreams
07. Emotion Detector
08. Mystic Rhythms
Wydawca: Mercury Records (1985)