Poznański koncert Mistycznej trasy The Apostasy, który odbył się 12 września 2007 roku w Poznaniu, z pewnością nie przepadnie w zakamarkach zżartej przez alkohol pamięci fanów Pomorskiej Bestii. Nie brakowało absolutnie niczego, czego można się spodziewać po doskonale znanej marce jaką jest Behemoth. Praktycznie okazało się, że nawet o wiele więcej!
Jak to na trasach organizowanych przez Mystic bywa i co na szczęście stało się już dawno regułą - obyło się bez żadnych kitów i opóźnień. Jeśli chodzi o sam klub w jakim akcja miała się rozpocząć, to organizatorzy nie mogli chyba wybrać lepiej. Poznański Zeppelin Hall to klub wręcz idealny dla koncertów metalowych. Cofnijmy się jednak do początku historii... Tak więc szczęśliwa mieszana grupka naszego wspaniałego portalu DarkPlanet oraz zespołu Eskaton zaczęła przygodę tego dnia koło godziny 17 w oddalonej niezbyt daleko od punktu zero klubie Szwejk. Po spożyciu małego "aperitif" wesoła drużyna udała się jeszcze o wiele weselszym krokiem pod Halę Zeppelinowską gdzie poraczyła się jeszcze Absolwentem oraz bliżej niezidentyfikowanym "sokiem z biedronki" w roli popitki.
Gdy koło godziny 18 pod klubem zebrała się już widoczna grupka gimnazjopochodnych oraz lekko starszych fanów postanowiliśmy udać się do środka (uprzednio ukrywając w okolicznych krzakach absolwenckie pozostałości). Klub okazał się już jak widać profilaktycznie zadymiony, co jednak nie popsuło nam zbytnio nastroju i wyruszyliśmy w poszukiwaniu miejsc siedzących,ale to nie sprawiło nam zbyt wiele kłopotu, ponieważ akurat w tym miejscu takowych nie brakuje.
Po około 2 piwkach na scenę wkroczył rodzimy Rootwater, który osobiście był mi niezbyt znaną kapelą (dokładniej jedynym znanym mi ich numerem była przeróbka żydowskiej pieśni "Hava Nagila"). Kapela grała dosyć ostro i rytmicznie, co momentalnie porwało dziesiątki fanów do mniej lub bardziej kontrolowanych podrygów pod sceną. Sam zająwszy miejsce bardziej widokowe obserwowałem całą akcję z niemałym zaskoczeniem, ponieważ występ podobał mi się dosyć średnio, po jakimś czasie nawet nużył - jak widać było jednak, po kilkunastu minutach jakby na przekór memu gustowi, muzyka Rootwater porwała prawie cała salę. Podsumowując - kapela odegrała około 5-6 utworów kończąc hitem "Hava Nagila", a następnie zaczęła robić miejsce ultracharyzmatycznym Duńczykom.
Po jakichś 30 minutach oczekiwania można było już usłyszeć zdrowo przesterowane brzmienia bydlaków z Hatesphere, czym prędzej więc udałem się pod scenę. Nie ukrywam, że oczekiwałem od nich wiele... i wcale się nie zawiodłem! Wytatuowani w większości przypadków od stóp po szyje Duńczycy już od pierwszych taktów pokazali najwyższą klasę wywołując pod sceną potężny młyn. Wokalista wielokrotnie zchodził ze sceny przed samą publikę stając na barze ustawionym zamiast barierek, powodując wśród licznie przybyłych na ten występ fanów istne szaleństwo. Nieobcy był mu także stage diving na pępowinie mikrofonu, który wcale a wcale nie przeszkadzał mu w wyrzucaniu z siebie kolejnych fraz tekstu. Przyznam, że w młynie straciłem rachubę czasu lecz występ z pewnością był dwa razy dłuższy od Rootwatersów.
Po wydostaniu się z młynu jaki zaserwował nam Hatesphere udałem się do stolika w celu uzupełnienia płynów oraz podzielenia się opinią z ekipką, która obserwowała całe zajście raczej z góry. Opinie były pozytywne. Tymczasem na scenie montowała się gwiazda...
Gry drużyna dowodzona przez Nergala zaczęła przemieszczać się po scenie, zająłem bardzo komfortowe, widokowe miejsce, aby nie umknęła mi ani chwila z przedstawienia jakie zaserwować miał nam Behemoth. Po chwili z głośników popłynęła fala w postaci "Slaying The Prophets Of ISA", jednocześnie rozpętując wśród skandujących fanów szaleństwo. Cały zespół przybrany w nowe, specjalnie zamówione na promocję nowej płyty zbroje robił doskonałe wrażenie wizualne. Dalej poleciały: "Antichristian Phenomenon", "From The Pagan Vastlands", "Demigod", "Prometherion", "Conquer All", Sculpting the Throne of Seth", "Christgrinding Avenue" oraz - o dziwo! - "Lasy Pomorza". Co jak co, ale tego się od nich nie spodziewałem. Chyba każdy mniej więcej zorientowany w temacie wie ile lat czekali fani aby usłyszeć ten numer zaserwowany przez nowe oblicze kapeli. Niestety, kawałek rozpędzony do niebotycznych prędkości wyszedł dosyć słabo w porównaniu do wersji płytowej. Po "Lasach Pomorza" zespół częściowo opuścił scenę, a słynna napędzana spirytusem turbina o ksywie Inferno zaserwowała nam swoje Drum Solo. Zespół następnie powrócił, a z nim piekło w postaci "Slaves Shall Serve" oraz kultowe "As Above So Below". Piekło jednak nie ograniczyło się do samej muzyki, w kolejnej krótkiej przerwie Inferno ział już nad sceną ogniem. Dalej poszło "Summoning Of The Ancient Ones" oraz poprzedzone stosownym komentarzem "Christians To The Lions" i "Decade Of Therion", które to jednak zostało w większości odśpiewane przez tłum w zupełnie innej, komicznej formie znanej raczej z otchłani YouTube.
Kapela następnie opuściła scenę w celu przygotowania się na najbardziej oczekiwany moment spektaklu "Chant For Eschaton 2000". Wróciwszy, Orion i Seth zaczęli wygrywać pierwsze riffy tego wspaniałego utworu, a po chwili w swojej nowej masce dołączył do nich Nergal. Wszyscy gitarzyści zainscenizowali rzyganie krwią i numer rozpędził się na dobre. To co zachodziło pod sceną ciężko jest raczej opisać... ograniczę się do dwóch sformułowań - magia i chaos. Był to jak zwykle kulminacyjny punkt programu, który trwale instaluje się w pamięci i wraca we wspomnieniach wiele razy. Gdy już wszystko mniej więcej się uspokoiło, a żądni kolejnych wrażeń fani skandowali "Behemoth!", zespół powrócił aby zabisować. Pierwszy odegrany został mało znany cover "I Got Erection" kapeli Turbonegro, a następnie standardowo "Pure Evil And Hate". To był koniec występu...
Całe wydarzenie tego dnia można ocenić bardzo wysoko. Wszystkie kapele łącznie z organizacją prezentowały bardzo wysoki poziom. Gałkowy Arek "Malta" jak zwykle popisał się doskonale wyciskając z możliwości nagłośnieniowych klubu maksimum. Był także doskonale zaopatrzony sklepik z merchandise gdzie fani mogli zakupić od koszulek, poprzez naszywki, kapsle, klamry po samą muzykę z katalogu Mystic Productions. Szczególnie wrył mi się w pamięć pas z napisem "Trink Bier Mit Hatesphere". Wracając jeszcze do merchandise... obok mieścił się jedyny minus całej organizacji, czyli płatny 1 zł kibel.
Mam nadzieję, że podobnie jak trasa Demigod i The Apostasy doczeka się drugiej edycji. Do tego momentu pozostaje słuchać doskonałych nagrań.
cross-bow : muszę :D musi to na rusi 8) no oj Pasek... przecież wiesz,...
cross-bow : Koncert był rewelacyjny, tym występem pokazał dlaczego dostał za...
SzalonyKapelusznik : Secik był bardzo dobry no całkiem całkiem ale Ner, Inferno i Orion t...