Październik się kończy.
Z uśpienia się budzą
zmysły napoczęte.
Ziąb perfidny przejmuje
i wilgoć jak marcepan
posypuje pstre listowie
swoim sakramentem.
Nieśmiało wstępuje
na ścieżkę roztargnienia
wiatr, który rozwiewa
mgieł lekko sukienki.
Przezroczysty szept,
zawieszony w próżni,
uwolniła rozkosz
bladej facjaty słońca.
W zachwycie pozostał
kot, który zapomniał
spaść na cztery łapy.
Październik się skończył.
17 X 2006
Z uśpienia się budzą
zmysły napoczęte.
Ziąb perfidny przejmuje
i wilgoć jak marcepan
posypuje pstre listowie
swoim sakramentem.
Nieśmiało wstępuje
na ścieżkę roztargnienia
wiatr, który rozwiewa
mgieł lekko sukienki.
Przezroczysty szept,
zawieszony w próżni,
uwolniła rozkosz
bladej facjaty słońca.
W zachwycie pozostał
kot, który zapomniał
spaść na cztery łapy.
Październik się skończył.