Że co...?
Spotkania z przyjaciółmi po tak długim braku jakiegokolwiek kontaktu są
dziwne. Obydwie strony cieszą się, że żyją i to jest pozytywne
odświeżenie znajomości. Miło spędzony razem, nietrzeźwy czas. Może z obawy przed wzajemną nudą. Chociaż przecież po takim czasie.. względnie można opowiadać o całym tym spędzonym osobno życiu, ale jeśli nie dzieje się w nim nic godnego uwagi, to o czym mówić?
Ale mimo wszystko, w końcu to były przyjaciel, z którym już nie można porozmawiać na każdy temat z obawy przed zbyt dużym otwarciem się. Kurwa, ale to jest bezsensowne. Nienawidzę takich obaw, nienawidzę takiego braku spontaniczności. Ha, więc jestem hipokrytą.
Chociaż? Trzeba po prostu wiedzieć, z kim się prowadzi dialog.
I wiem, że upłynie kupa czasu przed następnym spotkaniem, to jest najgorsze. Sama świadomość utraty ludzi.
Co za gówno tu nabazgrałem...
I nie ma nawet odpowiedniej kategorii, do której to można by to sklasyfikować.