Lubię kiedy na scenie muzycznej (i nie chodzi mi tylko o rock czy metal) pojawi się coś nowego, zjawiskowego w jakiejkolwiek postaci. Coś co zaskakuje, co poprzez swoje działanie sprawia, że w muzyce nie powiedziano jeszcze wszystkiego, co daje poczucie, że można dać ludzkości coś więcej. Raz na jakiś czas trafia się taka perełka. Jest nią niezwykły projekt założony przez Amalie Bruun - Myrkur. Ta drobniutka istota ma w sobie tyle ogólnego piękna, że nie sposób przejść koło jej twórczości obojętnie.
Z pewnością duże znaczenie dla Myrkur miała współpraca z Kristofferem "Garmem" Ryggiem, znanego z występów w grupie Ulver. Tak czy siak muzyka Myrkur ujęła mnie na tyle, że postanowiłem wybrać się na jej wystep do Krakowa. Na trasę, mającą promować całość swojej twórczości, Amalie zaprosiła artystkę niebywałą. Była nią Jo Quail, angielska wiolonczelistka mająca za sobą edukację muzyczną na uniwersytecie w Leeds, której twórczość zawiera elementy wielu gatunków muzycznych, takich jak rock, pop czy folk. Tuż po zakończeniu studiów zaczęła pracę na własny rachunek, czego rezultatem są 3 albumy studyjne oraz współpraca z Amalie, którą to wspomagała swoją wiolonczelą podczas koncertu.
Dokonania Jo Quail są (z tego co czytałem) całkiem pozytywnie przyjmowane na całym świecie, zarówno przez krytyków jak i publiczność. Mi natomiast jakoś do gustu to nie przypadło, poza kilkoma fragmentami poszczególnych kompozycji. Było ich raptem cztery, a to z tego powodu, że były po prostu długie. Nie czepiam się warsztatu muzycznego, jednak zbyt dużo kombinacji, jak na mój gust i ten zacny instrument. Wybaczcie. Kompletnie mnie to nie porwało. Dźwięki wydobywane przez Jo często były niepotrzebne, a mówiąc ogólnie, miałem do czynienia z przerostem formy nad treścią. Taka moja opinia. Jak często piszę, najważniejszy jest głos publiczności i równie często jej opinia była niezgodna z moją, natomiast w tym wypadku jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że w połowie się z nią pokrywała.
Dało się wyczuć, że ludzie zgromadzeni w krakowskim Kwadracie przyszli na Myrkur i w zasadzie tylko Myrkur ich tamtego dnia interesował. Ze mną było dokładnie tak samo. Koncert miał niezwykły przebieg, albowiem Amalie zdecydowała się podzielić go na dwie części. Pierwsza z nich miała charakter czysto folkowy i zabrzmiały w niej kompozycje ze Skandynawii ogólnie. Nie było nic krzykliwego. Duńskie, norweskie czy szwedzkie pieśni ludowe zaśpiewane anielskim głosem Amalie były po prostu cudowne. Tytuły niewiele mówią, a w zasadzie nic. Tutaj w moim odczuciu chodzi o czysty artyzm i piękno wykonania poszczególnych kompozycji. Wartym zaznaczenia jest fakt, że polscy fani mieli możliwość posłuchania utworu „Lullabye Of Woe”, który znalazł się na soundtracku do gry „Wiedźmin 3”.
Druga część występu to zupełnie inna bajka. Do głosu doszły instrumenty elektryczne, a co za tym idzie zaprezentowano utwory z dwóch albumów, jakie ukazały się pod szyldem Myrkur, czyli „Mareridt” oraz „M”. Nie sposób określić, który z nich jest lepszy, a który gorszy. Każdy z nich jest znakomity i tym razem nie mogę się czepiać setlisty, jaka została zaprezentowana na krakowskim koncercie. Było to fantastyczne wydarzenie, w którym dane mi było uczestniczyć. Żeby tradycji stało się zadość, należy wspomnieć jakie kompozycje zostały zaprezentowane podczas występu, a przynajmniej podczas partii nr 2. Były to „The Serpent”, „Ulvinde”, „Dybt I Skoven”, „Onde Børn”, „Jeg Er Guden, I Er tjenerne”, „Elleskudt”, „Skøgen Skulle Dø”, „Måneblôt”. Na koniec zabrzmiał jeszcze numer z najnowszej EP'ki– „Juniper”, a na dopieszczenie uszu wykonana a capella kompozycja „Villemann Og Magnhild”, która to znana mi jest jako utwór zamieszczony na albumie „Nordavind” zespołu, choć bardziej pasowałoby stwiedzenie, że projektu Storm niejakiego Fenriza znanego z black metalowej legendy Dark Throne. Był to projekt, pod którego szyldem ukazał się niestety tylko jeden album. Tylko jeden i z perspektywy czasu wychodzi, że aż jeden, albowiem wpływ jaki wywarł na rozwój gatunku jest niewspółmierny. Tak czy inaczej utwór nie jest skomponowany przez Fenriza, a jest to stara skandynawska melodia odpowiednio zaaranżowana przez zespół.
Tym jakże przepięknym akcentem koncert dobiegł końca. Szkoda. Myrkur pozostawiła słuchaczowi pewien niedosyt. Wiem na pewno, że jeżeli Myrkur pojawi się w jakieś normalnej odległości od Wrocławia, o nim nie wspominając, pojawię się na występie uroczej Dunki, albowiem to czego doświadczyłem na deskach krakowskiego klubu Kwadrat było czymś magicznym.
Bardzo mi się podobało (tylko Myrkur). Dziękuję za uwagę.
Ocena szkolna: 4 +.
Organizator: Knock Out Productions.