Motörhead jest żywą legendą, zespołem ikoną, która wyrosła w połowie
lat 80-tych w Wielkiej Brytanii. Zasłużyli sobie na miano kultowej
kapeli, zarówno innowacyjnością połączoną z prostotą swojej muzyki, jak i niemałym wkładem przy tworzeniu się nowego oblicza rock'n'rolla w
tamtych czasach, będącego mieszanką hard rocka, heavy, speed i thrash
metalu.
W 1993 roku zespół wydał na świat swój kolejny, dwunasty studyjny album "Bastards". Należy on do moich ulubionych i wracam do niego najczęściej spośród wszystkich ich longplay'ów. Dlaczego? Nie mam pojęcia... Może, dlatego, że był pierwszym, przy którego premierze byłam w stanie coś tam sobie zarejestrować w mojej, dziecięcej wówczas główce, a może dlatego, że po tych wszystkich latach, przy "Liar" nadal cieszy mi się gęba.Ktoś mniej zorientowany mógłby zapytać, co oni mają takiego, czego nie mają inni? - bo przecież kapel grających rock'n'rolla było i jest na pęczki. Otóż Motörhead mają Lemmy'ego - czyli jeden z najbardziej rozpoznawalnych wokali wśród ciężko grających bandów na świecie. Ten przepity, zachrypnięty, twardy, aczkolwiek bywający momentami płaczliwym głos, jest jedyny, charakterystyczny i doskonale pasujący do brzmienia kapeli. Należałoby w tym miejscu również wspomnieć, że wokalista jest jedynym, stałych członkiem zespołu od jego powstania. Muzyka Motörhead jest prosta i szybka, a jeśli chodzi o teksty - to na pewno nikt tu niczego w bawełnę nie owijał...
O czym właściwie śpiewa Lemmy? Oczywiście, że o chlaniu, zabawie i kobietach, ale nie tylko... Porusza wiele spraw, z którymi na co dzień mamy styczność, takich jak polityka, rasizm, przemoc czy śmierć. Cztery pierwsze utwory są dokładnie o tym. Piąty utwór "Born To Raise Hell" jest typowo "imprezowy" i z o wiele lżejszym tematycznie tekstem.
Następny, czyli szósty utwór, z pewnością wyróżnia się z pośród wszystkich kawałków - nie tylko jeśli chodzi o "Bastards". "Don't Let Daddy Kiss Me" opowiada o niczym innym, jak o przemocy seksualnej ojca na swojej córce i jest chyba najsmutniejszym utworem nagranym przez Brytyjczyków. Niektórzy mogliby mieć w tym miejscu jakieś zastrzeżenia, że band heavy metalowy nie powinien nagrywać tak ciężkich tematycznie kawałków bo tego typu muzyka ma służyć do zabawy i przytupywania przy piwie. No cóż... każdy uważa inaczej, ja natomiast bardzo lubię ten kawałek.
Do końca płyty już jest wesoło. Cały album jest zwarty i rytmiczny. Dla mnie jest to kawał dobrze zagranego, bez zbędnych kombinacji i pięknego w swojej prostocie rock'n'rolla. Z pewnością wart jest uwagi i tego, by się zapoznać z nim bliżej. Nie wymaga jednak specjalnego skupiania się na nim, dlatego pewnie jest tak przystępny i przyjemny w odbiorze.
Tracklista:
01. On Your Feet Or On Your Knees
02. Burner
03. Death Or Glory
04. I Am The Sword
05. Born To Raise Hell
06. Don't Let Daddy Kiss Me
07. Bad Woman
08. Liar
09. Lost In The Ozone
10. I'm Your Man
11. We Bring The Shake
12. Devils
Wydawca: ZYX Music (1993)