Dziś stanąłem twarzą w twarz z swoją naiwnością i lekiem przed samotnością. Panicznym lękiem przed byciem samotnym. Staram się o tym nie myśleć i cieszyć się życiem na tyle na ile to możliwe. Lecz ta myśl powraca jak bumerang rzucony w pustą przestrzeń. Jak to mówią człowiek dostrzega i zaczyna to doceniać? Dopiero, gdy straci coś cennego bliskiemu mu bardziej niż myśli.
Jednak w środku pomiędzy wieloma płaszczyznami mojego chaotycznego ja. Jestem wrażliwą i romantyczną osobą pogrążoną w morzu myśli. Bez granicznie spokojnych i przestrzennych.
Sen bez snu
Stałem gdzieś daleko w śnie
Którego nie było a który trwa dzień po dniu
Widziałem w nim obraz szkarłatny Pozbawione życia marzenie
Zamknięte w przezroczystym słoju
Usłyszałem cichy szelest
Wiatru delikatnie otulającego pobliskie drzewa
Stałem pod ni mi wpatrzony
W bezpowrotną otchłań granatowego nieba
Usianego tysiącami obcych światów
Obudziłem się a wraz z rankiem
Pojawił się dziwnie pozytywny nastrój
Błogość współ istnienia z wszelkim stworzeniem
Czasami nie rozumnie innych ludzi tą ich ciągłą chęć posiadania. A przecież świat tylko w pewnym stopniu składa się z materii. Nie jestem zbytnio wierzącą osobą, lecz dostrzegam ten maleńki pierwiastek, który umyka innym. Podmuch wiatru, cichy śpiew spadającej kropli deszczu. Wystarczy wsłuchać się w takie drobiazgi by poczuć życie. I dostrzec ulotne piękno życia, które z wszechwsiądy nas otacza.
Mimo to nadal czegoś brak tak nieustanie brak. Spacerując okryty płaszczem nocy smakuje ciszy, która mnie otacza. Którą tak lubię zgłębić i poznawać wciąż od nowa? I tylko dalekie dźwięki ptaków przerywają ją. Widzę znów czyste zmrożone niebo pozbawione chmury. Tak hipnotyzująco piękne a zarazem obce. Jedna gwiazda na każdy dzień życia.
Życia w samotnym świece królestwa myśli. Ukrytych tam gdzie nie istnieje dzień ni noc. A czas staje się ociężały i po wolny.
Letni dzień
Skąpany w ciepły blasku
Promieni słońca czuje nieznośny chłód
Bijący z mego wnętrza
Zimnego serca oplecionym cierniem róży
Kwiatu wyrastającego z nicości
Pośród jałowej gleby mej dusz
O płatkach jasno purpurowych pachnących tobą
Słonce powoli zachodzi a wraz z mim
Budzi się lek
Przed smutkiem poranka
Wyrywającego mnie z snu w którym istniejesz
Tak namacalnie prawdziwa i żywa
Niczym delikatna mgła nad łąką
Mych marzeń ulotnych jak skrzydła rusałki
Zaplatanej w pajęczynę życia
Praca jest moją obecną i jedyną miłością pozwalającą mi wytrwać. Dzień po dniu to, co nie się codzienność.Znajduje w niej wytchnienie i spokój, który tak lubię. Pośród rozsypanych oporników i kondensatorów tworze i naprawiam. Dają życie temu, co robię.