Geoff Lee jest prawdziwym szczęściarzem. Ledwo zdążył wydać skromną EP-kę "Skullfuck" (chociaż tak naprawdę pierwszeństwo należy się wydanej własnym sumptem płytce "Dystopia", która nawet w myspace'owej autobiografii muzyka została pominięta), a wylądował w czołówkach alternatywnych list przebojów w dodatku wielbiony przez około tematyczną prasę. Za mało? Dobrze... Reakcja łańcuchowa trwała w najlepsze i Modulate pojawiło się na kilka miesięcy u boku VNV Nation i Combichrist jako towarzysz ich trasy koncertowej. Co takiego dostrzegli w "Skullfuck" znawcy, nie wiem po dziś dzień, jednak coś musiało być na rzeczy, bowiem datowany na rok 2008 "Detonation" tj. album-debiut Anglika zatrzymał mnie przy sobie na dłużej.
A i owszem - mamy intro na dodatek dark ambientowe. Po 24 sekundach z założenia wciągnięci w klimat jesteśmy gotowi na "Buzzsaw". Całkiem miło że już na wstępie Geoff psuje nam niespodziankę i zdradza jak smakuje ów krążek, oznajmiając awersje do amerykańskiego mainstreamu, równocześnie twardo obstając przy oldschoolowej wersji uprawianego rzemiosła. Skoro ma być "true" i kanonicznie nie dziwi następny w kolejce "Revolution" oraz jego wyraźnie marszowa formuła. Nie dziwi także ulubiony z asów tej płyty "Hard And Dirty" zbudowany na prostej, absorbującej sporo przestrzeni muzycznej linii melodycznej, podpartej chwytliwym acz już oklepanym beatem. Nie dziwi ale za to najlepiej z całego materiału eksponuje styl jakiemu Modulate przynajmniej tutaj chce być wierne.
Wszystko (prawie) kręci się wokół schematu: minimalistyczny wstęp okrojona wersja beatu, chwila dla syntezatorowej magii, rozwinięty beat, powtórka melodii na rozwiniętym beacie, ekstatyczny finał. I tak jest za każdym razem. Naprawdę nie wiem jak on to robi, ale mimo zarówno mało oryginalnego sposobu na "robienie muzy" jak i oldschoolowych zobowiązań "Detonation" jest ciekawym i dość żwawym materiałem posiadającym w swoim zakresie zarówno kawałki zwyczajnie dobre jak i prawdziwe hymny klubowych pokładów. Jednym słowem: kolejny sukces.
Ach zapomniałbym o nieszczęsnym nawiasie. Pisząc akapit wyżej, "prawie" miałem na myśli dwie perełki wybijające się po za przewodni styl debiutanta. Mowa o "No Good" i "Lucifer Rising". Pierwszy w oryginale należy do The Prodigy i jak na brytyjskie standardy przystało jest rave'owym majstersztykiem. Drugi choć już własny, jest nutą zbudowaną na drum'n'base'owym, może nawet lekko jungle'owym patencie. Zatem kolejny gatunek w którym Angole dają radę jak mało kto. Oba utworki oczywiście emanują blaskiem złotych czasów Ninja Tune i jej podopiecznych, będąc tym samym wisienkami na czubku muzycznego tortu jakim z całą pewnością jest "Detonation"
Geoff Lee dla większości będzie genialnym artystą od "urodzenia", dla mnie - cudownym nieporozumieniem ostatnich lat. To jednak nieważne w obliczu oficjalnego pierwszaka Modulate który chcąc nie chcąc wytknął mi mój błąd. Lepiej późno niż wcale, prawda? A zatem jednym głosem wraz z nie tylko fanami samego Anglika ale w ogóle, sympatykami dark electro, "Detonation", rocznik 2008 mogę gorąco polecić.
Tracklista:
01. Intro02. Buzzsaw03. Revolution04. Hard And Dirty05. No Good06. Rising Lucifer07. Skullfuck08. Tweekin N Fuckin09. Bass Alert10. Drop
Wydawca: Infacted Recordings (2008)