Nowy album "A Life-giving Power of Devastation" to bezdyskusyjnie Wasz najlepszy materiał do tej pory. Masz poczucie, że wraz z nim udało się Wam osiągnąć coś szczególnego?
– Bezdyskusyjnie. Bezdyskusyjne wydają się również różnice pomiędzy najnowszym a ostatnim materiałem. „Życiodajna moc niszczenia” jest szybsza, składa się z większej ilości numerów, o bardziej zaawansowanych technicznie pasażach całego instrumentarium oraz brutalniejszych aranżacjach. Dzięki nim jeszcze efektywniej miażdży on czaszki chrześcijan. Może nawet przyczynią się one do szybszego upadku Kościoła w tej części Europy. Pamiętajmy jednak, że w dobie plastikowych bluźnierstw nie są to jednak szczególne osiągnięcia. Po drodze natomiast udało nam się sięgnąć kilku zenitów. Wyczynem, o którym mogę mówić w kategoriach wybitności jest zatem fakt, że nadal chce nam się wspólnie marznąć na sali prób.
Od premiery "The Madness Tongue Devouring Juices of Livid Hope" minęły trzy lata. Czy w tym okresie Massemord był w stanie hibernacji?
– Obawiam się, że nie jesteśmy w stanie uśpić w naszych skorodowanych łbach tych wszystkich ciągnących w czeluść namiętności, które ponad 10 lat temu stały się fundamentem idei tego zespołu. Przez większość wspomnianego przez ciebie okresu skoncentrowani byliśmy na działalności innych tworów skupionych (lub nie) wokół płonącego globusa, więc zarówno dźwięki, jak i mój pseudoliryczny bełkot, miały czas by dojrzeć i zgnić. Smród ich rozkładu zmotywował nas do zapewnienia im nieśmiertelności.
W połowie kwietnia zagracie sześć sztuk z Medico Peste – zahaczycie o Wrocław, Poznań, Toruń, Katowice, Warszawę oraz Lublin. Można spodziewać się nowych numerów czy aktualna set-lista to najpilniej strzeżona tajemnica?
– Zagramy szlagiery przeplecione naszymi propozycjami na hity wakacji roku 2013.
Jest kilka momentów na "A Life-giving Power of Devastation", które kojarzą się odrobinę z numerami Furii. Wcześniej, na etapie "Let the World Burn" oraz "The Whore of Hate" różnica między kapelami była bardziej wyraźna. Czy Massemord i Furia są coraz bliżej siebie?
– Gdzieś już natknąłem się w internecie na podobną konkluzję i nie ukrywam, że nieznacznie mnie ona zatroskała. Co w kontekście mojego znikomego zainteresowania poziomem upośledzenia umysłowego internetowych nołlajfów jest zdarzeniem unikatowym. Ja podobieństw nie zauważam poza uderzającym spostrzeżeniem, że ten materiał wpisuje się w nasze piromańskie fascynacje.
Wydana w zeszłym roku "Marzannie, Królowej Polski" Furii spotkała się z bardzo entuzjastycznymi reakcjami. Czy to Twoim zdaniem najlepszy album, który wyszedł spod znaku Let The World Burn?
– Ja do dziś chodzę pozamiatany tzw. „hutami”. A LTWB ma jeszcze sporo dobrych nut do nagrania.
Uważam, że "A Life-giving Power of Devastation" jest nie gorsza niż ostatnie kapitalne wydawnictwa Marduk. Co sądzisz o takim porównaniu?
– Trochę eufemistycznie brzmi „nie gorsza”. Mógłbyś przecież napisać „równie dobra”. Nie wiem skąd ta obawa przed bezpośredniością. Wracając do miłośników gier na telefonach uważam, że nowy Marduk to jedna z niewielu rzeczy ratująca honor muzyki mojego dzieciństwa.
lord_setherial : Tu też zależy gdzie ich szukać. Jak wiadomo jest to muzyka niszowa i ni...
travis_bickle : Faktycznie zapotrzebowanie jest chyba większe niż dostępny teraz nakł...
oki : czekam aż to w końcu wyjdzie na nośniku bo jakiś poślizg chyba jes...