O tym, że muzyka King Crimson jest wyjątkowa nie trzeba nikogo uświadamiać. Świadczyć o tym może fakt, że bardzo niewiele zespołów potrafi się do niej odnieść w sposób ambitny. W zasadzie to jedynie Anekdoten i legendarny Anglagard stworzyli dzieła, które swoją zawartością mogę ujęły krytykę i zostały uznane za spuściznę twórczości Frippa.
Szwedzki Landberk w opinii wielu fanów tego typu grania idzie w parze z
w/w zespołami, często nawet jako najlepszy spadkobierca twórczości
Karmazynowego Króla. Ja miałem okazję zapoznać się jedynie z "Lonely
Land", rzekomo najlepszym krążkiem formacji, i przykrością muszę
stwierdzić, że jest to formacja zdrowo przereklamowana. Jeśli omawiane
wydawnictwo miałoby nawiązywać do twórczości King Crimson, to co najwyżej do
płyty "Islands". "Lonely Land" jest jednak o wiele mniej jazzowy, a
zdecydowanie bardziej śpiewny. Na fascynację ekipą Frippa wskazuje
obecność mellotronu i specyficzny, odrobinę oniryczny klimat. Niestety
Landberk gra nudną muzykę, pozbawioną pazura, ugłaskaną do granic
możliwości. Ładny, odrobinę ckliwy głos wokalisty, delikatne akustyki,
mellotron w tle i w zasadzie ani jednego punktu zaczepienia sprawiają,
że już po dwóch kawałkach zaczynamy się wiercić.To, że poziomem Landberk jest lata świetlne za King Crimson a parseki za Anglagardem niekoniecznie musi dziwić. Dziwić za to powinien fakt, że nawet Opeth - zespół nie specjalizujący się w takiej muzyce potrafił nagrać bardzo dobry album utrzymany w tym klimacie, a i "Ruun" Enslaved nienajgorzej nawiązuje do tego typu grania. Landberk to pozycja dla maniaków gatunku, którzy może bardziej potrafią docenić takie granie niż ja.
Tracklista:
01. Waltz Of The Dark Riddle
02. The Tree
03. Pray For Me Now
04. Song From Kallsedet
05. No More White Horses
06. You And I
07. Lonely Land
Wydawca: Laser's Edge (1992)