Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Felietony :

Kto tu wpuścił wampiry?

W XVIII wieku pojawił się osobliwy (i zbrodniczy zarazem) pogląd, iż smak mięsa polepsza tortura zadawana przed śmiercią zwierzętom przeznaczonym na stół. Jeden z przepisów kulinarnych z tego okresu streszczał to w zdaniu: "Weź czerwonego koguta, niezbyt starego, i bij go aż zdechnie...".
Oczywiście wymyślano i gorsze rzeczy, posługując się parafrazą, możnaby rzec: "nastrasz porządnie człowieka, a jego krew z miejsca zyska na smaku". Dewizę taką czerwonym atramentem winny wpisać do swojej książki kucharskiej wampiry. Bo, jak się zdaje, skrupulatnie jej przestrzegają - i to bez wzgledu na czas i okoliczności.

"Zagłębić długie paznokcie w delikatną pierś, lecz tak, żeby nie umarł (...) następnie pijmy krew liżąc rany." - nawoływal w "Pieśniach Maldorora" szalony hrabia Lautreamont, który skończył życie w mogile komunalnej. I przed nim, i po nim, wampiry bezlitośnie eksploatowały swoich twórców tak, że nierzadko kończyli znacznie gorzej. Lecz może tak właśnie powinna wyglądać sprawiedliwość dziejowa: stworzyłeś potwora = trafisz na jego stół?

Literacki wampir urodził się w głowie pewnego lekarza, o bajkowym nazwisku Polidori, wbrew pozorom osoby autentycznej, z kości - i co istotne - z krwi. John W. Polidori był nie tylko "uczniem Hipokratesa", lecz także przyjacielem jednego z największych poetów doby romantyzmu, Byrona. W 1816 roku doktor, Byron, Shelley i jego małżonka zawitali do willi Diodati nad Jeziorem Genewskim. W ramach nudy i dokuczliwego deszczu zabrali się do pisania niesamowitych opowieści. Udział w konkursie wzięła cała czwórka: co ciekawe, do historii przeszły teksty amatorów: doktora i młodziutkiej Mary Istonecraft-Shelley.

Bladolicy wampir lord Ruthven przyszedł na świat w jednym kojcu z innym przerażającym indywiduum - pozszywanym z gałganków tworem Frankensteina, poruszającym się jak kopnięty w przyrodzenie Mike Tyson. To był dopiero poród! Iście historyczna erupcja grozy.

Lecz potem jest już tylko źle. Polidori dochodzi do wniosku, iż marnuje nieprzeciętny talent. Po opublikowaniu opowiadania w 1818 roku zrywa stosunki z Byronem, nie mogąc znieść, iż to jemu przypisuje się autorstwo "Wampira". Nadmieńmy, iż "Wampira" za najlepsze opowiadanie Byrona uznał nawet Goethe; nietrudno sobie wyobrazić klimat, w jakim rozstali sie obaj panowie.

Polidori zrywa też z praktyką lekarską i rozpoczyna pisanie powieści. Tworzy ich kilka - dla żadnej nie znajduje wydawcy. W końcu, rozgoryczony, bez grosza przy duszy, nie mogąc spłacić karcianych dlugów, popełnia samobójstwo (jest w koncu gentelmenem!). W ten sposob staje sie pierwszą ofiarą stworzonego przez siebie potwora.

W osiemdziesiąt lat po lordzie Ruthvenie z odmętów wyobraźni - tym razem pewnego prawnika o nazwisku Stoker - wychyla się inny wampir; Hrabia Dracula. (Nieznacznie tylko ustępuje mu popularnością Varney - zaopatrzony w kły bohater angielskich opowieści w cenie jednego pensa, sprzedawanych co tydzień. Ogółem spłodzono 220 odcinków "Varneya"; przeliczając to na papier, żywot wampira trwa 1000 stron.)

Dracula straszy dużo bardziej rzetelnie niż Ruthven Polidoriego. Wpływa na to przede wszystkim forma książki - powieść jest bowiem pomyślana jako zbiór dokumentów. W miarę jak postępuje lektura, czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno ma do czynienia z fikcją? Autor do samego końca nie wyprowadza go z błędu.

By rzeczony fakt bardziej jeszcze spotęgować, Bram Stoker wprowadza na karty powieści nowinki techniczne i mody kulturowe, stanowiące ostatni krzyk mody drugiej połowy XIX wieku. Przykładowo: Mina Muray przepisuje składające się na książkę dokumenty - listy, wycinki prasowe, dziennik pokładowy - na... maszynie do pisania! W owych czasach niewielu widziało ten instrument na własne oczy. Zbudowane z mosiądzu i stali, 52-klawiszowa maszyna kosztowała 100 funtów! Dodajmy, że Stoker - obok marka Twaina i Fryderyka Nitzschego - był jednym z pierwszych pisarzy, którzy odważyli się własne dzieło własnoręcznie wystukać na klawiaturze z czcionkami.

Inny bohater książki, psychiatra dr Seward, rejestruje sesję z pacjentkami na fonografie (urządzenie to Edison skonstruował w 1878 roku). Lekarz ten ponadto, jak dowiadujemy się z powieści, terminował u samego Charcota. Czyż nie czyni to z Draculi wampira nowoczesnego, który "flirtuje" z ofiarami nie gdzie indziej jak na kozetce psychoanalityka, a przypatruje się temu wszystkiemu posępnie Zygmunt Freud?

Kim byl Stoker? Irlandzkim prawnikiem, który jednak dość szybko zrezygnował z kariery w zawodzie. Swoje życie dzieli między dwie pasje: twórczość literacką i teatr. Uwielbiał aktora szekspirowskiego, Sir Henry'ego Irvinga, u którego przez jakiś czas pracował jako agent. Jego też postać (o czym mało kto wie) stała się prototypem transylwańskiego wampira. Orli nos, czerwone wargi, cera w odcieniu gaszonego wapna - to do dziś obowiązujace stygmaty wampiryzmu. Jeśli dorzucić do tego czarną perukę i trumienkę (czytaj: dębowe M-1 bez łazienki), obraz będzie pełen.

Sukces nie przyszedł od razu. Mowiąc prawdę, przyszedł zbyt późno. Stoker zmarł w nędzy i zapomnieniu - jako autor dziesięciu książek, o które nie upomniał się pies z kulawą nogą. Byłby zdziwiony slysząc, że inny nieszczęśliwy geniusz angielskiego modernizmu, Oscar Wilde, nazwał "Draculę" "najpiękniejszą powieścią stulecia".

Do szczęśliwych nie należal także Sheridan Le Fanu, także Irlandzczyk, twórca żeńskiej odmiany wampira, Carmilli. Carmilla pozbyła się wpierw żony Sheridana, swej ludzkiej rywalki, po czym omotała jego samego. Ten melancholijny marzyciel, rozkochany w wizjach Swedenborga, wyznawca teozoficznych madame Blavatsky - ostatecznie zdziwaczał odcinając się od ludzi. Zbrodnicza kochanka o karminowych ustach pocałunek po pocałunku wyssała z niego żywotne soki do cna.
Męczennika na wampirzej niwie miała też literatura polska. Byla to postać tragiczna, wciąż niedoceniona. Stefan Grabiński, bo o nim mowa, w powieści "Salamandra" przedstawił oryginalną wersję wampiryzmu kobiecego. Tam już nie krew jest celem, lecz całe ciało ofiary. Demoniczna dama, o włosach koloru miedzi, "niby płomienna orchidea", za pomocą magii dąży do zniewolenia kochanka, by posiąść jego duszę i zawładnąć ciałem...

Także Grabiński umiera niby bohater swojej powieści - zgniecony chorobą, jak owoc wetknięty w wyciskarkę.

Czy zatem powołanie do życia potworów nie wiąże się z ryzykiem stania się jedn z pierwszych ich ofiar? Jesli wystarcząjaco długo wpatrujemy się w mrok - mrok zaczyna wpatrywać się w nas. Warto o tym pamiętać, gdy stary, kostyczny, lecz wciąż czerstwy Dracula rozpoczął już drugą setkę żywota (data ukazania się książki - 1897). Mimo wszystko życzę mu zdrowia i następnego wieku spokojnego snu w dębowym łożu. Dla dobra nas wszystkich...
Komentarze
Alpha-Sco : Również dobrze można przyjąć, że psy potrafia szczekac dupami....
KostucH : za to fantasy uwielbiam :D ot odskocznia od szarości życia codziennego...
HardKill : Ano na polityce tak jak naczelne się nie znam :D hehe , za to fantasy uwielbi...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły