Po wielkim reunionie, wielkiej płycie i wielkich koncertach, Iron Maiden znów stanęli na wysokości zadania i pokazali, że „Brave New World” to nie wszystko, co w swoim najobszerniejszym składzie, mieli do powiedzenia. Eddie tym razem wcielił się w samą śmierć i na okładce ich następnej płyty „Dance Of Death” zaprasza do tytułowego tańca, a odpalając muzykę, trudno by było do niego nie dołączyć.
Iron Maiden przyzwyczaili nas już do dostojności i powagi swojej muzyki. Utwory są długie i płyną z majestatem, urzekając rozbudowanymi sekwencjami gitar i wokali. Nie inaczej jest na „Dance Of Death”, ale nie od razu. Album niespodziewanie zaczyna się bowiem od dwóch heavy metalowych killerów w postaci „Wildest Dreams” i „Rainmaker”. Energia, żywotność oraz wybuchowość riffów i śpiewu charakteryzują te kawałki, a ja zawsze najbardziej lubiłem ten drugi, dając mu nawet pierwszeństwo na całej płycie. Będzie się to powtarzać jeszcze wielokrotnie, ale tu kwestie Bruce’a są wyjątkowo zajebiste, a cały numer bardzo porywający.
Dopiero jako trzecia jest pierwsza z tych emocjonujących i pełnych wrażeń, rozkręcających się i osiągających wyżyny, muzycznych arcydzieł. „No More Lies”, a dalej takie utwory jak „Dance Of Death” czy „Face In The Sand” to są prawdziwe instrumentalno-wokalne epopeje, w których ilość artyzmu, instrumentalizmu i wyzwalanych emocji, jest warta każdego podziwu. Iron Maiden przemierza dźwiękowe krajobrazy z godnym siebie blaskiem, nie szczędząc, bogatych gitarowych wojaży, ani powyciąganych, wokalnych wycieczek.
Mówiąc o tych najbardziej wzruszających i najbardziej uczuciowych piosenkach, nie sposób nie wspomnieć o „Paschendale”, a właściwie to od niej powinno się zacząć. Oprócz wszystkich wymienionych wcześniej cech, urzeka ona smutkiem i refleksją nad losem bardzo młodych ludzi, którzy ginęli masowo w jednej z najkrwawszych i najbardziej bezsensownych bitew pierwszej wojny światowej. Jest to wspaniały utwór, wytwarzający atmosferę współczucia i ukazujący nonsens masowej zagłady około siedmiuset tysięcy ludzi w walce o połać bagnistego terenu.
Inną piosenką historyczną na „Dance Of Death” jest „Montségur”. W zamku tym schronili się, będący mniejszością religijną i uznani przez kościół za heretyków, Katarzy. W 1244 roku zamek został zdobyty, a dwustu jego mieszkańców i obrońców spalonych na stosie. Utwór jest żywiołowy, oddający burzliwość wydarzeń i również wskazujący na pazerność, chciwość, okrucieństwo i brak logiki działań oprawców.
W podobnym stylu są „Gates Of Tomorrow” i „New Frontier”. Kolejne fantastyczne pod każdym względem kawałki, mające w sobie i powera dwóch pierwszych hitów i horyzonty instrumentalne tych najdłuższych pozycji i doskonałe, śpiewne refreny. Tak samo „Age Of Innocence” choć jest to taki bardziej nostalgiczny numer, wprowadzający już trochę w klimat ostatniego „Journeyman”. Jest to wyjątkowy kawałek, bez prądu i z klawiszami, który uspokaja i wygasza atmosferę, choć wokalnie Bruce pozostaje na swoim wysokim poziomie.
Ciężko by to było wszystko przetrawić i się w tym rozeznać za jednym czy kilkoma razami. „Dance Of Death” to skarbnica muzyki i kopalnia dźwięków stworzona do wielokrotnej eksploracji. Jest kolejnym wielkim dziełem Iron Maiden.
Tracklista:
01. Wildest Dreams
02. Rainmaker
03. No More Lies
04. Montségur
05. Dance Of Death
06. Gates Of Tomorrow
07. New Frontier
08. Paschendale
09. Face In The Sand
10. Age Of Innocence
11. Journeyman
Wydawca: EMI (2003)
Ocena szkolna: 5+