Nareszcie trafił mi się do zrecenzowania krążek co do którego nie będę miał wątpliwości w jakiej szufladce stylistycznej umieścić. „The Fire Of Redemption” jest bowiem wypełniony 100% power metalem z wszystkimi zaletami i wadami tego gatunku. Zanim jednak parę słów o samej muzyce nie można pominąć faktu, że w nagraniu tego albumu maczało swoje paluchy wielu znanych muzyków tj. Novy (wiadomo) czy Niclas Etelavuori (Amorphis). Dodatkowo z uwagi na fakt, że pięcioosobowy skład zespołu nie obejmuje bębniarza w sesji nagraniowej wspomógł zespół niejaki Jonno Lodge znany z Biomechanical (perkusja w kawałkach 1-8) oraz Alex Holzwarth i Diego „Grom” Meraviglia w pozostałych dwóch kawałkach.
Wprawdzie reklamowanie albumu przez pryzmat sesyjnego udziału znanych muzyków zawsze wzbudza moje obawy co do jakości materiału, to w przypadku tego zespołu obawy okazały się niepotrzebne. Chłopaki wiedzą jak rzeźbić w power metalowej materii. „The Fire Of Redemption” prezentuje ten odłam power metalu, który ani przez chwilę nie pozostawia wątpliwości, że jest to metal. Nie ma tu zbytniego słodzenia, wprawdzie są klawisze i brylantowe, techniczne soolówki, ale bazę wyjściową stanowią tu zdecydowanie mocne gitary i potężna sekcja rytmiczna. Głównie ten aspekt sprawia, że gdybym miał porównać twórczość naszych ziomali z Hexfire do jakichś bardziej znanych kapel to z pewnością byłoby to Dragonforce. W muzyce Haxfire pojawia się tu i ówdzie trochę patosu charakterystycznego dla wykonawców z tego nurtu metalu (niestety nie każdy umie zachować taki dystans jak chociażby Powerwolf) jednak są to na szczęści tylko momenty. Dodatkowo na podkreślenia zasługuje fakt, że same kompozycje mimo, że mieszczą się w power metalowych ramach to jednak są dość zróżnicowane, co niewątpliwie stanowi atut tego wydawnictwa. Co by jednak tak słodko nie było to trochę przyczepię się do wokalisty, który nie do końca się na niniejszym wydawnictwie popisał. Pan Łukasz trochę przeszarżował i nie mając warunków próbuje na siłę wyciągać wysokie dźwięki przez co niektóre jego partie (na szczęście króciutkie) z np. „Hexfire” czy „Never Learn” brzmią jak karykatura stylistyki, w której obraca się zespół.
Myślę, że jak na debiutantów chłopacy odwalili kawał dobrej roboty. Jednak mam nadzieję, że na następnym albumie (oprócz poprawy partii wokalnych) popracują nad tym by ich kompozycje były bardziej wyraziste, tak bym przez długie godziny po wybrzmieniu ostatnich taktów podświadomie nucił jakiś kawałek pod nosem.
Ocena: 7/10
Tracklist
01. Hexfire
02. Don't Believe
03. Never Learn
04. Wicked Men
05. The Time Has Come
06. The False Prophet
07. Restless Wanderer
08. The Bridge of Fire
09. Cry of the Faithful Man
10. Blamed
Wydawca: Nightmare Records (2011)