Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Green Carnation - The Acoustic Verses

Norweska grupa Green Carnation nie raz już modyfikowała swój styl muzyczny, każda ich płyta właściwie różniła się w jakimś stopniu od innych wydawnictw tego zespołu. Nie inaczej jest i z ostatnim, wydanym na początku 2006 roku, akustycznym albumem Tchorta i spółki. Wypełnia go siedem osadzonych w tym samym spokojnym klimacie kompozycji.
"The Acoustic Verses" - bo o tej płycie mowa - rozpoczyna się utworem "Sweet Leaf" - jednym z bardziej dynamicznych akcentów na tym łagodnym krążku.
Numer drugi to przepiękne "The Burden Is Mine...Alone" - jak dla mnie coś stworzonego akurat na samotne zimowe wieczory. Dźwięk akustycznej gitary wydaje się być precyzyjnie wydobywany, a głos Nordhusa wyważony, delikatny i bardzo nostalgiczny.
Klimat pozostaje dalej ten sam i w przypadku następnego utworu - "Maybe?". Dla kogoś, kto zna poprzednie albumy Green Carnation, mimo wszystko mogłoby być w tym momencie za wiele tej melancholii - melodie wydają się być dobitnie smętne, trącące lekko dłużyzną, ale chyba takie było zamierzenie ich kompozytorów: wywołać oczekiwaną, trochę przygnębiającą atmosferę poprzez użycie tych samych środków wyrazu, jakimi są akustyczne instrumenty.
"Alone" to jakby kontynuacja poprzednich utworów, z tą jednak różnicą, że rozpoczęta partią skrzypiec, która narzuca skojarzenia ze stylem folkowym. Utwór oczarowuje prostotą wykonania oraz całkowitą harmonią brzmienia.
Centralną, najdłuższą (ponad 15 minut!) kompozycją jest "9-29-045" - wielowątkowa suita, z bardzo osobistymi, pełnymi emocji tekstami. Mamy tutaj wysublimowaną esencję "akustyczności": gitarę, klawisze, "żywe" skrzypce, subtelne instrumenty perkusyjne... Dokładnie w połowie utworu następuje zmiana rytmu i tonacji, jakby oddzielna część wkomponowana w ten sam smutny klimat, jednakże z większym, urozmaiconym udziałem klawiszy oraz różnych efektów dźwiękowych, zresztą jest to część instrumentalna. W jedenastej minucie utworu znów następuje zmiana tempa i ożywienie w postaci melodyjnego, przywodzącego trochę na myśl nową Anathemę, refrenu, charakterystycznego raczej dla rockowych ballad.
Child's Play p.3 (kontynuacja dwóch poprzednich części z albumu "The Quiet Offspring") to klawiszowa kompozycja, dająca trochę odpocząć od wszędobylskiego niemal na "The Acoustic Verses" dźwięku akustycznej gitary.
Album zamyka "High Tide Waves" - utwór, którego refren (sama nie wiem czemu) kojarzy mi się z dokonaniami Chrisa Cornella z jego debiutanckiej płyty solowej, mimo to wiele jest tu "greencarnationowych" smaczków w postaci chórków i art-rockowych rozwiązań.

Można z całą pewnością powiedzieć, że "The Acoustic Verses" to płyta artrockowo-progresywna; piąty album Green Carnation porównałabym w tym sensie do "Damnation" Opeth, tylko że w przypadku Norwegów jeszcze nie wiadomo, czy akustyczne wydawnictwo jest jedynie chwilową odskocznią od stylu wcześniejszych dokonań, czy może wytyczeniem nowego kierunku muzycznego...

Osobiście, album przypadł mi do gustu - może to ze względu na czas, kiedy zaczęłam go słuchać - letnie wieczory pewnie by się mniej do tego nadawały... Mam jednak nadzieję, że zespół wróci do swojego bradziej dynamicznego oblicza przy okazji następnego wydawnictwa, ileż bowiem można zatapiać się w aurze zadumy, smutku i samotności?

Wydawca: The End Records (2006)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły