Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Faith No More - Malta Festival Poznań (4.07.2012)

Faith No More, Malta Festival, Festiwal, Poznań, koncert, rock alternatywny, alternative rock, Mike Patton, funk rock, rap rock, Snowman, MuchyGwiazdą tegorocznego festiwalu Malta w Poznaniu był - można by powiedzieć, że już nawet legendarny - kalifornijski zespół Faith No More z charyzmatycznym wokalistą Mike'm Pattonem na czele. Koncert odbył się w drugim dniu festiwalu, 4 lipca i był jedynym polskim przystankiem w czasie europejskiego tournee formacji z okazji 20-lecia działalności grupy. Trasa koncertowa zespołu w tym roku przebiegała w "nekrologowej" konwencji, o czym świadczyła choćby oprawa sceniczna występów oraz plakat promujący tournee.
Mimo tego, że koncert miał odbyć się późnym wieczorem z wtorku na środę (a niestety nie wszyscy mają urlopy i wakacje...), a nad Poznaniem dzień w dzień występowały burzliwe atrakcje pogodowe, wydarzenie ściągnęło około 10 tysięcy fanów, którzy do dyspozycji mieli plac przy Mecie jeziora Malta podzielony na dwa sektory. Na szczęście po lewej stronie sceny zamontowany został telebim, dzięki któremu osoby z dalszych miejsc mogły cokolwiek więcej dojrzeć. Scena na potrzeby występu została udekorowana już wcześniej, tło wypełniły białe zasłony, a głównym elementem tego "ubioru" były kwiaty - estetyka ta przywodziła na myśl scenerię pogrzebową, choć bez kojarzącej się z tą tematyką czerni. Dzięki temu zabiegowi już sama oprawa utworzyła specjalny klimat koncertu, który jednak dopełniło oczywiście dopiero pokazanie się gwiazdy wieczoru.

Zanim do tego doszło od godzin późnopopołudniowych na maltańskiej scenie prezentowały się supporty - jak zapowiadano na oficjalnej stronie festiwalu: "oryginalne, nowe zjawiska na polskiej scenie muzycznej", czyli dwie poznańskie grupy: Snowman i Muchy. O ile ta pierwsza, zamiast rozbudzić publiczność, raczej starała się ją uśpić swoją muzyką, to druga pobrzmiewała już żywiej, ale żadna - moim skromnym zdaniem - nie wpasowała się ani trochę w klimat "pro-faithnomorowy". Szczerze mówiąc, to fakt, że trudno znaleźć by było w naszym kraju zespoły wykonujące tak samo specyficzną odmianę rocka jak Patton i spółka, ale można było się postarać bardziej dopasować stylistycznie supporty. Przez to aż do planowanej godziny rozpoczęcia występu Faith No More główne skupisko publiki oscylowało wokół stoisk z piwem w cenie wygórowanej jak na Euro 2012 oraz straganów fastfoodowych.

Im bliżej godziny 22, tym tłum pod sceną gęstniał, w końcu - o dziwo, prawie punktualnie - pojawili się na niej odziani w biel muzycy, jednak ich wejście niezbyt fortunnie zostało zakłócone zapowiedzią organizatora oraz prezydenta miasta Poznania (przy akompaniamencie "adekwatnej" reakcji publiczności).

Po tym jakże drobnym i nieznaczącym incydencie koncert rozpoczął się na dobre, poczynając od kombinacji "Woodpecker From Mars" z "Delilah" Toma Jonesa, poprzez świetne jak zawsze "Midlife Crisis" (także z niespodzianką w postaci wplecionego "Trololo") oraz w większości znane wszystkim fanom FNM kawałki: "Ricochet", "From Out of Nowhere" czy wreszcie niezapomniane "Evidence". Przy tym ostatnim utworze warto się zatrzymać dłużej, bo na pewno nie było to standardowe wykonanie. O nie, kto jak kto, ale Mike Patton ze swoim wizerunkiem a la Al Capone rzadko wykonuje na żywo kompozycje słowo w słowo i dźwięk w dźwięk tak samo, jak brzmią one na albumach studyjnych zespołu. Już wcześniej artysta zapowiedział, że spróbuje zaśpiewać... po polsku. "Evidence" bywało zresztą wykonywane przez niego już kiedyś w różnych językach, np. w portugalskim; tym razem zmierzył się z naszą szeleszczącą mową ojczystą, co wyszło mu całkiem zabawnie - zwłaszcza, gdy w refrenie usłyszeliśmy "Absolutnie niiiiiiic". Reszta słów pozostała dla mnie dotąd niezrozumiana, ale i tak jestem pełna uznania dla pomysłu Pattona i jego poczucia humoru.

Następnie po "Spirit" kilka znowu znanych hitów zespołu - "Last Cup of Sorrow", energetyczne "Digging the Grave", "Helpless" oraz przerewelacyjne "The Real Thing", którego wykonanie przyprawiało o ciarki na całym ciele i zaświadczyło o świetnej formie wokalnej Mike'a. Mimo to większe oklaski publiczności zdobył bardziej komercyjny kawałek "Easy", który pozwolił na krótki oddech, lecz za nim już poleciały kolejne mocniejsze punkty jak "The Gentle Art of Making Enemies", "King for a Day" oraz "Ashes to Ashes". Podstawowa część koncertu zakończona została przez "Just a Man", jednak po owacjach muzycy wrócili na scenę wraz z dźwiękami "Matador" oraz klasycznego już "Epic".

Wydawało się, że to już definitywny koniec występu - po około 10 minutach nawoływań i oklasków publika powoli rozpoczęła manewry cofania w stronę wyjścia. Jednak coś jeszcze wisiało w powietrzu - nie pasowało mi to do Faith No More, żeby tak szablonowo zakończyć koncert. Intuicja mnie nie zawiodła, bo jednak muzycy przygotowali jeszcze jeden "żarcik" i to jak najbardziej niesztampowy. Któż by bowiem spodziewał się takich przeróbek muzyczno-słownych jak "This Guy's in Love With You" (Herb Alpert w oryginale) czy "Why Do You Bother?" pierwotnie wykonywanego przez... Jay-Z i Kanye West? Część publiczności momentalnie zaczęła wracać pod scenę, część zaś obejrzała te nieoczekiwane bisy na telebimach już na końcu całego placu, ale wszyscy z pewnością byli zaskoczeni takim obrotem sprawy. Pozytywnie zaskoczeni, bo koncert trwał prawie dwie godziny i zakończył się krótko przed północą.

Kto więc kupił bilet, raczej nie czuł się zawiedziony. Ba, pomysłowość Polaków nie zna granic i w przypadku chęci ujrzenia ulubionego zespołu na żywo potrafią się uciec do takich sztuczek jak oglądanie koncertu z... kajaku dryfującego po tafli jeziora, zwłaszcza że scena usytuowana była bardzo blisko brzegu.

Muzycy Faith No More udowodnili po raz kolejny, że mimo iż swoją świetność przechodzili około połowy lat 90., to w dzisiejszych czasach tak samo potrafią rozruszać publiczność, a ich muzyka nie straciła przez lata nic na swojej wartości. Jak dla mnie zabrakło paru perełek z dorobku zespołu, jak np. "Stripsearch", względnie mało utworów pojawiło się z płyty "Angel Dust", ale to co zostało zaprezentowane swoim wysokim poziomem rekompensowało braki w setliście.


Komentarze
rob1708 : koncert super kto był wie ,szkoda ze Grobelny walnal przemowienie,no i 9ze...
lord_setherial : Np do dinozaurów jeszcze trochę im brakuje.
minawi : Ja ich jeszcze za dinozaury nie uważam ;) Może dlatego, że pow...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły