Już są! Nowi superbohaterowie! Jak patrzę na okładkę debiutanckiej płyty zielonogórskiego Dormant Dissident to od razu kojarzy mi się, jak moje córki wbiegają do McDonalda, prosto do wystawy z zabawkami Happy Meal i krzyczą: „Ja wybieram tego”, „A ja tego”. Aż chciałem zapytać, ale to by nie był dobry pomysł, bo zaraz naprawdę bym musiał kołować. Ze swoimi superbohaterami zostałem więc sam na sam w swoim pokoju i muszę przyznać, że bardzo się z nimi zaprzyjaźniłem. Panie i panowie poznajcie „Knightmares”.
Okazało się, że choć nie mają imion, to dużo się można o nich dowiedzieć. Każdy z nich ma bowiem swoją własną piosenkę z dodatkową grafiką, gdzie odkrywa swoją historię. A więc pierwszy od lewej jest Dormant Dissident – niepokorny młodzieniec chcący walczyć o swoje prawa. Nie zgadza się na to, aby rząd go dymał, a telewizja oszukiwała. Dlatego uderza w dobrą zmianę, choć utwór pochodzi z dema zespołu z 2013 roku. Nieważne. I tak to wszystko oszuści i złodzieje. Zajebisty heavy metalowy numer z kojarzącym się nieodzownie z Beasie Boys refrenem „Fight for your right”, ostrymi gitarami i dobrą solówką. Na koniec jest powtórzony w wersji z klawiszami. Rozumiem, że ma to być taka wizytówka, jak „Iron Maiden” dla Iron Maiden czy „Black Sabbath” dla Black Sabbath. Jak dla mnie może być. Na pewno się nadaje.
Drugi to król z „The King Will Come”. Przybył dać nam wiarę. Słowa „In land of ancient dragons” wprowadzają w ten wyjątkowo power metalowy kawałek, gdzie panują chóralne wokale i podniosła atmosfera. Trzeci to sam Son of the Lightning. Biblijny werset rozpoczyna jego pieśń, jak i całą płytę. Od razu jest hitem, który przypomina mi Metallicę z czasów „Master Of Puppets” i „Garage Days”. Muzyka jest rytmiczna, gitary mocne, a wokalizy płynne i wpadające w ucho. Tak samo jak w trzecim „Curse Of The Mirrors”. Dwa znakomite przeboje w starym stylu.
Czwarty to żołnierz, który wrócił z wojny. Żyje, ale czuje się jakby już nie żył. Nie może się odnaleźć, nie może znaleźć pracy, a głosy w głowie nie dają mu spokoju. Kolejny przebój „I’m Alive” ze świetnymi gitarami i wokalizami. I jako piąty maniakalny morderca, zabijający każdego kto stanie mu na drodze. We wstępie do „Hangman’s Dance”, za swoje zbrodnie, zostaje skazany na śmierć przez powieszenie. Następnie kolejno wchodzi basik, gitara i wokal, a wszystko to z kolei kojarzy się z Iron Maiden. No, ale to chyba żaden wstyd.
A co poza tym? Są i antybohaterowie jak celebryta z „S.M.D.” i ladacznica z „Queen Of The Night”, jednak ich piosenki wcale nie odstają. Nietypowy jest tu za to pół balladowy „Wretched Efforts”, który przypomina piosenkę Bon Jovi. Jest to jednak bardzo udany kawałek, który wbrew pozorom, stanowi plus tej płyty. Płyty, która po prostu cała jest zajebista. Panowie, już czekam na kolejną serię.
Tracklista:
01. Son Of The Lightning
02. S.M.D.
03. Curse Of The Mirrors
04. Dormant Dissident
05. Hangman’s Dance
06. Queen Of The Night
07. I’m Alive
08. Wretched Efforts
09. The King Will Come
10. Dormant Dissident (Orchestral Version)
Wydawca: Dormant Dissident (2016)
Ocena szkolna: 5